Trudniący się handlem diamentami Lucas przybywa do Rosji z zamiarem upłynnienia kolekcji rzadkich kamieni pochodzących z wątpliwego źródła. Gdy okazuje się, że umówiony partner zniknął, Amerykanin wyrusza jego śladem. Trafia do niewielkiego miasteczka na Syberii, gdzie, czekając na kontakt, wdaje się w romans z właścicielką miejscowego baru. Nie wie, że los już wkrótce każe mu wybrać między uczuciem a zyskiem płynącym ze szlachetnych kamieni.
Pierwsza refleksja jaka przyszła mi do głowy podczas oglądania „Syberii” to to, czy przypadkiem Keanu Reeves nie zatęsknił do grania w pornosach, w których zaczynał swą aktorską karierę. I nie jest to gołosłowne stwierdzenie, bowiem w filmie Matthew Rossa na jedną scenę akcji przypada pięć scen kopulacji. Dodam, iż scen akcji jest właśnie tyle ile wymieniłam.
To ewidentnie jeden z najgorszym filmów, jaki udało mi się ostatnio obejrzeć, a jedyne co można w nim pochwalić to chyba muzyka, której zdołano nie schrzanić. „Syberia” może wygrać w cuglach, jeśli chodzi o stopień nieprawdopodobnych sytuacji czy postaw: polowanie niedźwiedzia wygląda tak, że ów po prostu czeka spokojnie w swej gawrze na myśliwych odbywających spacerek po lesie i paplających nieustannie. Dziewczyna z głębokiej Syberii pojawia się na moskiewskim lotnisku odstawiona tak, jakby wyszła właśnie z salonu piękności po drodze zahaczając o butik modowy, facet, który handluje diamentami i może mieć furę kasy i tak ryzykuje sprzedając fałszywkami mafiosom, a Syberia pełna jest mówiących po angielsku dorobkiewiczów, którzy wrócili tam z Europy Zachodniej, by prowadzić rozpadające się knajpy. Sama zaś Syberia wygląda jak polska wieś podczas przymrozków. Gdybyż bohaterowie jeszcze mieli coś do powiedzenia, ale dialogi w tym filmie mogłoby napisać 8-letnie dziecko, a fabułę wymyślił chyba somnambulik, który nie ma pojęcia o zwrotach akcji, budowaniu napięcia, atmosferze zagrożenia i finale, który powinien wynagrodzić straty moralne . Jeśli ktoś oglądał kiedyś „Gonza wojownika” to przypomni mu się ów… hmmmm ekscytujący finał. Gwoździem do trumny tego filmu są aktorzy, którzy zagrali rozpaczliwie stereotypowo. I jeśli twórcy mieli nadzieję, że Keanu Reeves wleje nieco życia w to dziełko również się mylili, bo chyba nawet Pinokio miał w sobie więcej życia i to jeszcze przed tym, jak zamienił się w chłopca. Dla mnie największą zagadką tego filmu jest pytanie: co zmusza aktora, w którego karierze było przecież kila dobrych ról, do udziału w takich gniotach, jak ten?
ASPEKTY TECHNICZNE
Nie oszalejemy z nadmiaru wrażeń. Obraz (ostrość i kontrast ) jest przeciętny. Barwy oscylują wokół szarości i beży. Dźwięk tylko momentami bardziej przestrzenny, opary głównie na dialogach.
BONUSY
Zwiastuny.
Veroika |