Sean, członek Ekipy, jedyny który nie poddaje się życiowej rutynie zaczyna kompletować nową ekipę, gdy dowiaduje się o konkursie tańca w Los Angeles. W jej skład wchodzą bohaterowie poprzednich części Step Up-ów, którzy znaleźli swoje małe stabilizacje, ale oczywiście na wieść o możliwości wytańczenia sobie trzyletniego kontraktu porzucają swe nudne prace i zaczynają treningi. W skład ekipy wchodzi również Andie, która zaczyna wywierać coraz większy wpływ na Seana.
Jak zwykle już przy Step Up-ach fabułka jest mniej niż pretekstowa, bo chodzi o ekspozycję układów choreograficznych i popisy umiejętności tancerzy. Muzyka w "Step Up. All In" jest bardzo dobrze dobrana, acz bynajmniej nie zaskakująca, bo oprócz spodziewanego hip-hopu, techno, brzmień elektronicznych niewiele czego innego usłyszymy.
Układy choreograficzne faktycznie robią duże wrażenie, zdawać by się mogło, że aktorzy-tancerze potrafiliby tańczyć nawet na czubkach drzew.
Wizualnie bardzo ciekawa jest sekwencje tańca z pochodniami oraz ta w knajpie i na karuzeli. Ciekawy motyw to rywalizacja na ringu gdzie niczym bokserzy jedna drużyna walczy na punkty w drugą.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dźwiękowo super, choć oczywiście w tyłach dominuje głównie bardzo różna muzyka, ale znalazło się tam miejsce równie ż na odgłosy choreograficzne, związane z występami i ich oprawą: szczęk łańcuchów, przesypywanie piachu, szum ognia, iskrzenie przewodów, kroki, itp
Obraz idealny: piękne nasycone kolory z dominanta podstawowych. Ostrość świetna, kontrast przedni. Brak usterek transferu.
BONUSY
Sceny usunięte trwające 8 minut, nie wnoszące zupełnie nic do filmu i kuriozalny dodatek będący kompilacją kilku scen filmu „Ulubione sceny Ryana” (18 min) wnoszący jeszcze mniej. Gagi i ujęcia zepsute wmontowano w napisy końcowe. Są oczywiście i zwiastuny.
veroika
|