Do obejrzenia filmu zachęcił mnie tytuł – skojarzenie z wierszem Artura Rimbauda nie do końca zresztą okazało się mylne, film zaczyna się właśnie cytatem z dzieła słynnego Francuza. No i jeszcze obsada – John Malkovich, John Goodman, to jednak klasa sama w sobie. Z kolei oceny wystawione na IMDb i przez co bardziej znanych krytyków budziły pewien niepokój… Jak się okazało, słuszny.
Głównym bohaterem jest Mort, który zapowiadał się jako niezły poeta, a potem stoczył się i żyje od butelki do butelki. Mężczyzna w końcu nie ma już nic i zjawia się przed domem swej siostry Eileen. Zostaje przyjęty, przestaje pić, zajmuje się drobnymi przydomowymi naprawami, wspomina szczęśliwe dzieciństwo. Z nieoczekiwaną wizytą wuja spore nadzieje wiąże Abe, syn Eileen, który od dłuższego czasu zbiera pieniądze na zakup łodzi, którą mógłby popłynąć w świat szeroki. Oczywiście matka by się na to nie zgodziła, ale gdyby tak podsunąć odpowiednie papiery dotyczące kupna łodzi wujowi-pijakowi, który żyje w troszkę innej rzeczywistości…?
Mówiąc szczerze scenariusz wygląda na przeróbkę opowiadania jakiegoś pisarzyny, który stawia pierwsze, niezbyt udolne, kroki w zawodzie. Zbyt familijne to wszystko, zbyt uładzone (o ostatniej scenie nawet nie wspomnę), zbyt grubą kreską ciosane postacie. Rozpływa się, nomen omen, w tym wszystkim i dramat alkoholika starającego się rzucić nałóg, i chłopięce marzenia, i motywacje groteskowego sprzedawcy łodzi, Fletchera. W finale gwiżdże wicher i walą pioruny, ale jakoś niezbyt to już chyba wtedy kogokolwiek elektryzuje…
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz podobnie jak główny bohater również sprawia wrażenie nietrzeźwego, przynajmniej jeśli chodzi o błędy transferu których tutaj jest multum, przede wszystkim intensywne szemranie tła i falowanie krawędzi. Kontrast bardzo kiepski i brak w filmie jakiejkolwiek głębi. Ostrość równie marna – żadne krawędzie nie trzymają się ram, a wszystko wydaje się jakby rozwodnione. Koncepcja kolorystyczna też nie pomaga w odbiorze. Nawet teoretycznie ładne kolory są przytłumione, a na plan pierwszy wysuwają się brzydkie brązy, beże, szarości. Sytuacji nie poprawia niezbyt głęboka czerń, a i bieli w bieli jak na lekarstwo, co sprawia, że nie bardzo mają się od czego odcinać. W ogóle film tonie w subtelnej, ale brudnej żółtawej rozjaśniającej obraz poświacie.
Nieco lepiej jest z dźwiękiem, dosyć dziwnym bo jakby nieadekwatnym, jak byśmy byli w delirium i wszystko dochodziło do nas nieco wyolbrzymione. Takie wydają się być odgłosy życia portu z wyciem syren dochodzącym z tyłu oraz stukotami w drewniane powierzchnie łodzi. gwizd śmigających po autostradzie samochodów. Ładnie wypadła scena na łące kiedy muchy i świerszcze stanowią tło do rozmowy. Podobnie smakowita jest scena burzy, z piorunami z tyłów i skrzypieniem takielunku zakupionego jachtu.
BONUSY
Nic oprócz samotnego jak biały żagiel zwiastuna.
Jan/veroika |