Sierpień 1944 roku. Dowodzony przez kapitana Gabriela Jacksona (Julian Ovenden) oddział brytyjskich żołnierzy zostaje zrzucony za linią frontu z misją zdobycia nieprzyjacielskich map, co ma pomóc w zwycięstwie aliantów. Niestety nic nie idzie zgodnie z planem, wygląda na to że ktoś zdradza ich plany Niemcom. W obliczu niebezpieczeństwa sierżant Harry McBain (Chris Reilly) i kapitan Jackson muszą wznieść się ponad wzajemne niesnaski, by doprowadzić misję do szczęśliwego końca. Bardzo mi było niezręcznie opisać ten film, bo uwielbiam filmy wojenne i mam do nich dużą słabość. Niemniej „Sojusznicy” lekko mnie zawiedli, choć to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, poruszające męskie „kino braterskie”. Najpierw jednak plusy, bo jest ich w filmie sporo. Fabuła jest ciekawa, utrzymana trochę w klimacie MacLeinowskiego „Nie tylko dla orłów”, w którym grupka straceńców zrzucona na terytorium wroga usiłuje wypełnić misję pomimo tego, że ktoś w ich szeregach jest zdrajcą. Plusem jest na pewno aktorstwo, zwyczajne, pozbawione specjalnego zadęcia i patosu oraz widok nieogranych aktorów, którzy z niczym innym się nie kojarzą. Film ma ciekawe ujęcia, dosyć momentami zaskakujące i nieźle rozegranie dramaturgicznie sekwencje. Akcja trzyma w napięciu, choć – i tu zaczynają się minusy – niektóre sceny dłużą się nadmiernie, a są to m.io dziwo sceny batalistyczne. Niestety do tego aby takie sekwencje działały na wyobraźnię i odgrywały swoją role potrzeba zaplecza technicznego. A tu scenografia razi sztucznością, ujęcia powtarzalnością (jeszcze nigdy nie wdziałam tylu jednakowo spadających na ziemię w wyniku wybuchu kaskaderów), a w dodatku zgaduję, że rekwizyty w postaci sprzętu wojskowego użyto bez konsultacji z jakimkolwiek historykiem i jakby przypadkowo. Miałam wrażenie że to co pozostawało po innych filmach wojennych znalazło się na planie „Sojuszników”, a szkoda! Niemniej to spory błąd filmu historycznego jeśli nawet laik orientuje się, że coś mu z tą wojną nie gra! Pomimo tych potknięć film ogląda się dobrze, bo nieźle opowiadana historia broni się sama.
ASPEKTY TECHNICZNE
Niestety techniczny minus filmu ma swe odzwierciedlenie również w ocenie technicznej filmu. Odgłosy walk brzmią trochę jak kapiszony, wybuchy nie mają specjalnego poweru, a bas zipie ledwo ledwo. Jak na batalistykę mało!
Obraz dosyć monochromatyczny, dominuje barwy partyzancko-mundurowe: zgniła zieleń przaśny brąz, khaki i oliwki. Ujęcia nocne mają szarawosrebrny koloryt, ujęcia we wnętrzach zdejmowane przy świetle świec – lekko zmiękczone mają ciekawy klimat. Dobra ostrość i bardzo przyzwoita widoczność detali. Lekko falują krawędzie.
BONUSY
Zwiastuny.
veroika
|