Nie jestem fanem Simply Red, ale trochę mi szkoda, że zespół tego pokroju odszedł ze sceny. Pomimo że to grupa, której muzyki nie kolekcjonuję, to w momentach, gdy zespół o takich dokonaniach kończy działalność, przychodzi refleksja, że czas jednak nie stoi w miejscu i wszystko ma swój nieuchronny koniec. Mick Hucknall, w 2010 roku obchodzący równe 50 lat, po 25 latach od premiery pierwszego albumu Simple Red, „Picture Book”, postanowił definitywnie zakończyć karierę.
Kiedy słucha się „Farewell. Live In Concert At Sydney Opera House” nagranego 13 października 2010 roku, przychodzi myśl, że przecież nie tak dawno przebój „Stars” gościł na światowych listach przebojów. Okazuje się, że od tamtego czasu minęło 20 lat. A wydawałoby się, że to było wczoraj. Z momentem odejścia Simply Red kończy się epoka popu na wysokim poziomie, wysmakowanego, zabarwionego soulem. Decyzja o zakończeniu kariery mogła być spowodowana tym, że obecnie na taką muzykę nie ma już po prostu miejsca i lepiej odejść, gdy ktoś jeszcze o zespole pamięta.
W ciągu 25-letniej kariery zespół Simply Red zagrał blisko 1100 koncertów przed 11 milionami osób i sprzedał ponad 50 milionów albumów na całym świecie. Jest zdobywcą trzech nagród Brit Awards, dwóch nagród Ivor Novello Awards, nagrody MOBO Special Achievement Award, a także World Music Award. W roku 2010 zespół otrzymał niemiecką nagrodę Goldene Kamera w uznaniu za całokształt działalności. Ponad 30 utworów Simple Red znalazło się na brytyjskiej liście przebojów Top 40. To tyle, jeśli chodzi o zasługi. Teraz pora na DVD.
Od pierwszych sekund koncertu widać, że projekt potraktowano bardzo priorytetowo. Kamera z lotu ptaka ukazuje Sydney w czasie tak zwanej złotej godziny, gdy słońce zachodzi, a całe miasto spowija złocista poświata. Piękny widok. Ujęcia jako żywo przypominają czołówkę któregoś z „Bondów”. Jest stylowo, a Sydney wygląda tu jak pocztówka z dalekich krajów.
Na widowni nikt nie rozdziera szat, a widowisko nie przypomina w niczym stypy, mimo że to pożegnalny koncert. Publiczność bawi się w najlepsze, co zresztą nie powinno dziwić, gdyż przez 100 minut ze sceny lecą same największe przeboje. Zespół z utworu na utwór coraz bardziej się rozkręca. Mamy tu przegląd najlepszych i najbardziej przełomowych utworów, jakie skomponował na przestrzeni lat. „Farewell. Live In Concert At Sydney Opera House” to doskonałe przypomnienie talentu Micka Hucknalla, to także ostatnia szansa na obejrzenie występu na żywo, za które to występy Simply Red był zawsze uwielbiany.
Koncert rozpoczyna „Out Of Range”. Bardzo trafiony wybór na początek. Świetnie dobrana sekcja dęciaków i klawiszy Hammonda. Mick Hucknall każdy utwór zapowiada, dzięki czemu koncert jest chronologicznym przeglądem największych hitów zespołu od pierwszego do ostatniego albumu. Jak to ma miejsce w przypadku Simple Red, mieszanka popu idealnie komponuje się z soulem. Zespół otrzymuje dobre przyjęcie ze strony australijskiej publiczności. Zestaw utworów sprawia, że mamy do czynienia z prawdziwym the best of. Wystarczy rzucić okiem: „Out On The Range”, „Your Mirror”, „Jericho”, „Heaven”, „To Be With You”, „Enough”, „For Your Babies”, „You Make Me Feel Brand New”, „If You Don't Know Me By Now”, „It’s Only Love”, „Sunrise”, „Come To My Aid”, „Fake”, „The Right Thing”, „Money's Too Tight (To Mention)”, „Ain’t That A Lot Of Love”, „Stars”, „Fairground”, „Something Got Me Started”, „Holding Back The Tears”. Największe owacje zespół otrzymuje, co zrozumiałe, podczas „Stars”. Całe audytorium przyjmuje utwór burzą oklasków. Zresztą wykonanie kompozycji jest nietuzinkowe.
Podsumowując, „Farewell. Live In Concert At Sydney Opera House” to nic innego jak piękne pożegnanie ze sceną. Daje się jednak gdzieś pomiędzy nutami wyczuć, że to rozstanie dla Micka jest w jakimś stopniu bolesne, bardzo rzadko się uśmiecha. Momentami brak widowisku czystego entuzjazmu, ale w takim momencie ciężko go mieć. Muzyka idealna do odsłuchiwania w jakimś luksusowym apartamencie, pełnym ładnych, ale nie tandetnych świecidełek. Do tego lampka dobrego alkoholu i można zatopić się we wspomnieniach.
ASPEKTY TECHNICZNE
Bardzo ładny transfer obrazu, trzeba zauważyć – zapisanego w kinowych proporcjach (2.35:1). O kinowym charakterze zdjęć świadczą już sceny początkowe. Kolory są żywe, w odcieniach zachodzącego słońca (na początku filmu), i intensywne. Ładnie rozłożona jest tonacja czerni. Kolory, ostrość i praca kamer charakterystyczne dla filmu kinowego, a nie koncertu realizowanego na potrzeby DVD. Dużo ciepłych, nasyconych barw. Jednak w ujęciach nakręconych w ciemnościach widać mocny szum i pojawia się ziarno.
Brzmienie wersji wielokanałowej perfekcyjne, ale takiego należało się spodziewać. Cała sekcja brzmi fenomenalnie. Scena dźwiękowa jest bardzo szeroka, instrumenty mają mocną, głęboką dynamikę. Na tym tle nie słychać, żeby głos wokalisty gubił się w tle czy zlewał z głosami instrumentów. Całość jest pełna kontrastów brzmieniowych o wysokim poziomie prezentacji. Nie ma tu czegoś takiego jak zagłuszanie wokalisty. Światowa produkcja. Świetna przestrzenność, nienaganne brzmienie i dynamika sprawiają, że dźwiękiem można się rozkoszować bez ograniczeń.
BONUSY
W dziale pt. „Play Interview”, trwającym niespełna 20 minut, Mick Hucknall dzieli się refleksjami na temat koncertu, decyzji o realizacji DVD w Sydney, kariery. Dodatkowo bonusem jest płyta CD z 16 wybranymi utworami z koncertu.
Marcin Kaniak
|