Dobija go nuda i przyziemność, nikt się go nie boi i w jego życiu nie dzieje się nic ciekawego. Kiedy więc nadarza się okazja powrotu na jeden dzień do starych dobrych czasów, Shrek skwapliwie ją wykorzystuje, podpisując podsunięty mu przez karła Rumpla kontrakt. Kontrakt ów przewiduje, że warunkiem powrotu do obecnej rzeczywistości jest namiętny pocałunek z Fioną, którą ogr musi dopiero odszukać. Jak zdradziecki jest to punkt, zielony stwór przekonuje się, gdy trafia do nieprzyjaznej krainy rządzonej przez Rumpla. Czyha tam na niego wiele niebezpieczeństw, a Fiona nie jest już księżniczką, ale wojowniczką, która nie wierzy w miłość i wcale nie ma zamiaru całować się z niezbyt jej się podobającym ogrem.
Cykl o Shreku kończy się niezwykle mrocznym akcentem, a wymowa czwartej części ma więcej wspólnego ze światem dorosłych niż z poczciwymi bajkami dla dzieci. Obraz Mike’a Mitchella odnosi się do problemów sfrustrowanych mężczyzn, których przytłacza monotonia codziennego życia i konieczność opieki nad rozwrzeszczanymi dziećmi i którzy w głębi duszy marzą o powrocie do beztroski czasów kawalerskich. Powiało więc pewnym smutkiem, ale nie oznacza to, że komedia przekształciła się w tragedię. W filmie nie brakuje żartów i humoru, których głównym dostarczycielem jest tym razem Kot w Butach. Podobno szykowany jest nawet obraz z tą postacią w roli głównej.
Poza tym „Shrek: Ostatni rozdział” nie przynosi większych niespodzianek. Twórcy serii konsekwentnie trzymają się jednolitej koncepcji stylistycznej i w animacji nie dzieje się żadna rewolucja. W polskim dubbingu uczestniczą ci sami, dobrze sprawdzeni aktorzy. W sumie solidna, ale raczej pozbawiona fajerwerków rozrywka dla całej rodziny, ze szczególnym uwzględnieniem tatusiów.
ren
|