Przynajmniej do połowy filmu (to znaczy, żeby nikt źle nie zrozumiał: gołego tyłka czy piersi nie zobaczymy, o tym się wyłącznie mówi i sugeruje…). I ta połowa jest niezła. A potem wszystko zmierza w stronę banalnej i przewidywalnej do bólu komedii romantycznej, w dodatku z ogromną dawką moralizowania.
Adam i Emma znają się od lat szkolnych. Po dłuższym okresie bez wzajemnych kontaktów znów się spotykają: ona ma dość związków, jemu… ojciec odbił dziewczynę! Seksu brakuje im bardzo, stałych partnerów nie zamierzają już mieć. Postanawiają się więc spotykać wyłącznie dla łóżkowych igraszek. Przez dłuższy czas wszystko idzie jak z płatka, ale potem Adam zaczyna zdawać sobie sprawę, że… zaangażował się emocjonalnie.
Mógł wyjść ciekawy portret współczesnych młodych ludzi, wśród których trafia się coraz więcej singli, którzy bardziej szukają chwilowych związków i zapomnienia niż współmałżonka. Wyszła niby pieprzna komedia romantyczna, z której wynika, że miłość jest najważniejsza i trzeba koniecznie znaleźć swoją drugą połówkę. Czyli wszystko po staremu, żadnego zaskoczenia.
Zaskakuje natomiast obsada: zestawienie Natalie Portman i Ashton Kutcher jest, hmmm, niecodzienne… Portman początkowo miała być tylko producentką, ale w końcu zdecydowała się też zagrać Emmę. Czy był to dobry wybór? Zagrała poprawnie, ale w CV pewnie afiszować się tą rolę specjalnie nie będzie. Z kolei Kutcher (Adam) udanie ograniczył się do tego, co mu najlepiej wychodzi: ładnego wyglądania, szczerego szczerzenia się i gładkiej gadki z płcią piękną. Ogólnie obsada nie zawiodła, zawiódł scenariusz lub może bardziej brak konsekwencji w wyborach wyjątkowo konformistycznego reżysera.
Jan
|