Patrząc na wygooglowane – przyznajmy to szczerze – tępawe oblicze pierwowzoru bohaterki filmu, prawdziwej Serafiny Louis, zwanej też Serafiną de Senlis, nie możemy się nie zastanowić nad tym, jaki w sobie nosimy obraz artysty. Dla mnie jest to młody buntownik o nieokiełznanym temperamencie, z iskrą w oku. Owo wyobrażenie boleśnie rozbija się o obraz Serafiny, korpulentnej, niezgrabnej, zapuszczonej i zaniedbanej starej panny, naiwnie dobrej, ale mocno w tym infantylnej. No i mocno nawiedzonej, jak powiedzielibyśmy dzisiaj.
Aż dziw, że to spod jej ręki wychodzą te zachwycające pokazane w filmie dzieła sztuki – gorejące ogniem jesienne drzewa, orgiastycznie barwne, nabrzmiałe od soków owoce czy pyszniące się kolorami jak paw swym ogonem tęczowe kwiaty. Olbrzymie obrazy zdają się być malowane w Rajskim Ogrodzie, gdzie wszystko jest piękniejsze, idealniejsze, a Serafinę wybrano, by tę ideę wieczności oddała.
Ów boży prostaczek faktycznie swój talent zdaje się czerpać ze źródła, jakim jest dla niej kontakt z aniołami i rozmowy z Matką Boską. Serafina bowiem (jeśli wierzyć jej słowom) jest doznającą objawień mistyczką. Film Provosta pokazuje, jak cienka granica dzieli chorobę psychiczną od doświadczenia religijnego i jakim potężnym impulsem dla rozwoju talentu jest to ostatnie. Bez – jak mówi Provost – owej dawki religijnego szaleństwa nigdy nie powstałyby dzieła, które teraz zdobią galerie Paryża. I, idąc dalej, gdyby nie olbrzymie rozczarowanie, które zafundował świat Serafinie, być może żyłaby spokojnie tak jak do tej pory, nie łudząc się wymyślonymi przez siebie iluzjami, ale i nie przeżywając wstrząsu, który położył kres jej objawieniom, a tym samym mocy tworzenia.
Film w części tylko jest biografią Serafiny. Zaczyna się bowiem w roku 1914, w którym poznaje przybyłego z Paryża marszanda, miłośnika malarstwa prymitywnego, który przypadkowo odkrywa jej obrazy. Między nią a mężczyzną rodzi się specyficzna relacja, jak między mistrzem a uczennicą, a choć on jest homoseksualistą, to dla Serafiny Wilhelm Uhde jest jedynym w jej samotnym życiu mężczyzną, który okazał jej cień zainteresowania. Pod jego wpływem talent artystki się rozwija. Co więcej, ona sama nabiera przekonania co do swej wartości. Niestety, sielankę przerywa wybuch I wojny światowej. Będący obywatelem Niemiec Uhde musi uciekać z Francji, ale gdy po 13 latach wraca, przekonuje się, że Serafina pozostała jego wierną uczennicą, a jej obrazy zdobią lokalne wystawy. Otacza Serafinę opieką, ale ta coraz bardziej pogrąża się w chorobie psychicznej...
Podobnie jak inna utalentowana artystka tych czasów, jej rówieśniczka rzeźbiarka Camille Claudel, zakończyła życie w domu dla psychicznie chorych. Umarła z głodu...
ASPEKTY TECHNICZNE
Dziwilibyśmy się, gdyby film traktujący o życiu takiej artystki jak Serafina nie zachwycał malarskością. A ten nie rozczarowuje. Obraz jest ostry głównie w scenach plenerowych i w jasno oświetlonych naturalnym światłem wnętrzach, ostrość gubi się jedynie w pomieszczeniach oświetlonych światłem świec (co zrozumiałe), takich jak pokój Serafiny czy kościół. Za to sceny te cechuje na tyle dobry kontrast, że detale wydobyte z cienia prezentują się całkiem przyzwoicie.
Paletę kolorystyczną filmu dobrano chyba specjalnie tak, by rzeczy, tła i plenery, które mogły zachwycić Serafinę i być dla niej inspiracją, zachwyciły i nas pod kątem estetycznym. Pikardyjskie (bo w tym departamencie leży Senlis) łąki, pola, sady i drzewa toną w kolorach, które światło słoneczne czyni niezwykle żywymi i nasyconymi, zieleń na przykład zdaje się wychodzić z kadru. Tak piękne kolory bywają tylko na płótnach Serafiny. Poza tymi fragmentami wnętrza domów, w których rozgrywa się akcja filmu, są raczej ponure. Kolorystyka kuchni i pokojów utrzymana jest w zimnych tonacjach, w których przeważają granaty i stalowe błękity. Na jednolitych powierzchniach zauważyć można szemranie tła, ale poważniejsze błędy transferu nie występują.
Raczej po macoszemu potraktowano dźwięk, który zdaje się zdegradowano w porównaniu z wersją kinową do stereo. A szkoda, bo muzyce Michaela Galasso, nadwornego kompozytora filmów Wong Kar-Waia powinna się należeć lepsza oprawa. Trzeba jednak przyznać, że dialogi są zrozumiałe, a w ścieżce dźwiękowej sporą część zajmują wyraźne odgłosy natury.
BONUSY
Bez bonusów.
veroika |