Głównym bohaterem jest nastoletni Brendan, który zaprzyjaźnia się z mnichem, bratem Aidanem. Ów duchowny, strażnik Księgi z Kells, wyznacza w pewnym momencie Brendanowi niezwykłe zadanie – chłopak ma mu pomóc ukończyć to wspaniałe dzieło! Jednocześnie liberalny Aidan popada w konflikt z wujem Brendana, opatem Cellahem, który uważa, że Księga jest własnością mnichów, nie powinna opuszczać murów klasztoru czy być pokazywana zwykłym ludziom.
Dziwne to jak na bajkę... Film zasłużenie był nominowany w zeszłym roku do Oscara za najlepszą animację. Kadry są piękne wizualnie, bardzo oryginalne, nawiązujące do ilustracji średniowiecznych ksiąg. Bohaterowie narysowani są prostymi kreskami, trochę jak wyciosani, ale wszelkie motywy roślinne, krajobraz, woda, niebo to wyrafinowanie wijące się, falujące, zakrzywiające się linie. Kadry przypominają obrazki namalowane akwarelami, z całą ich delikatnością, mieszaniem się barw, ich żywością lub rozmywaniem się i przenikaniem. Są pogodne i radosne sceny tonące w zieleni, z unoszącymi się w powietrzu motylami i dmuchawcami, są i ponure, ciemne granaty i fiolety klasztornych wnętrz, jest czerwień pożaru i postaci przypominających diabły, są brudne biele, szarości i brązy mrocznego zimowego dnia.
Równie piękna jak obraz jest muzyka, z licznymi motywami irlandzkimi, z chóralnymi śpiewami i z dziwnie brzmiącą piosenką. Ze względu na muzykę obejrzałam film do ostatniuśkiego napisu.
Jeżeli chodzi o wrażenia dźwiękowe, zdecydowanie lepiej oglądać „Sekret księgi z Kells” ze ścieżką oryginalną i z napisami. Polski dubbing jest nagrany za cicho, słychać spod niego oryginalne głosy, poza tym jest czytany beznamiętnie i usypiająco.
Wszystkim, co powyżej, będzie się cieszyć widz, któremu przypadnie do gustu stylistyka wizualna, melancholijne lub skoczne irlandzkie motywy i który przy okazji chce podszkolić rozumienie angielskiego ze słuchu.
Fabuła zupełnie nie wciąga, z początku trudno się zorientować, o co w ogóle chodzi. Na pewno nie jest przeznaczona dla małych dzieci, które nie mają pojęcia, co to jest skryptorium, iluminator czy opat, i dla których „filozoficzne” teksty będą niezrozumiałe. Poza tym jeśli już małe dziecko zasiądzie przed ekranem telewizora, to koniecznie z rodzicem trzymającym za rękę w scenach z diabłopodobnymi ludźmi z północy, ze szczerzącymi kły wilkami, w ponurych kadrach z krzykiem kruków czy w trakcie walki Brendana z wężem. Polski dubbing spokojnie można sobie darować, a zamiast tego pobawić się z dzieckiem w samodzielne wymyślanie historyjki pod przesuwające się przed oczami obrazki.
ASPEKTY TECHNICZNE
Jako się rzekło, kolorystycznie obraz bez zarzutu, ostrość dobra, widać wyraźnie każdą najdelikatniejszą kreseczkę. Niektóre kadry aż chciałoby się wydrukować i zawiesić jako obrazy na ścianie.
Wszelkie odgłosy ścieżki dźwiękowej słychać bardzo wyraźnie, od tych najdelikatniejszych, jak szept, oddech, stąpanie po śniegu, śpiew ptaków dochodzący z różnych stron, po głośne dudnienie kroków zbliżających się wrogich ludzi z północy, krzyk spadającego Brendana i głuchy odgłos rozstępującej się pod nim przestrzeni, dochodzące z daleka, przejmujące grozą wycie, krzyk ptaków, basowy głos potwora. Najciekawsza dźwiękowo (wizualnie też jedna z ciekawszych) jest scena walki Brendana z wężem, przestrzenna, dudniąca i świszcząca.
BONUSY
Trzy zwiastuny.
Jan / itk
Premiera DVD: 18.02.2011
|
Opinie użytkowników (1)
Anna M. Różańska 2015-01-09 23:17 Odpowiedz
Wbrew temu, co napisano w recenzji, oglądałam film z trójką własnych dzieci - wówczas liczących sobie 11, 6 i pół oraz niecałe 4 lata. Cała publiczność - nie tylko mama - była zachwycona. Po pierwsze, świeżością obrazu - oryginalną animacją, która przykuwa wzrok. Kolorowe obrazki generowane przez komputery w stylu \"Barbie\" czy \"Dzwoneczka\" (badź \"Wróżki piratów\") już się nam przejadły. Po drugie - fabułą, która nie jest znowu aż tak zawiła. Problemy mogą być nie ze zrozumieniem głównego wątku (Brendan dostaje zadanie - pomóc dokończyć księgę, a wujek nie pozwala chłopcu podjąć się tej misji ze względu na nadciągającą inwazję Wikingów. Tak rodzi się bolesny dla Brendana konflikt), ale raczej ze zrozumieniem tła dla tej fabuły - ale od tego są rodzice, żeby wyjaśnić, kim jest opat (najważniejszy zakonnik, który rządzi w klasztorze - moje dzieci na szczęście rozumieją słowa \"zakonnik\" i \"klasztor\", które przez wieki były stałym elementem słownika krajów kultury europejskiej) albo skryptorium (miejsce, gdzie przepisywano księgi, bo nie było drukarek). Dzieci naprawdę lubią się uczyć, a nie tylko konsumować to, co już rozumieją i co znają. Nie trzymałam nawet najmłodszego syna za rękę w czasie sceny ataku Wikingów na wioskę, ale skorzystaliśmy z funkcji pauzy, aby sobie o tych kadrach porozmawiać. Siłą tego filmu jest moim zdaniem m.in. to, że pokazuje dziecku zło jako realne i silne, nie groteskowe. Najeźdźcy są naprawdę groźni, a nie tylko głupi i chełpliwi, jak to się zdarza w innych filmach. Myślę, że dzieci powinny być w tej kwestii uświadomione i zdawać sobie sprawę, że dobro nie w każdej bitwie i nie od razu wygrywa.
Dubbing polski rzeczywiście nienajlepszy, ale moim dzieciom to nie przeszkadzało. A przesłanie filmu - że ludzie, aby zwyciężyć ze złem, potrzebują nadziei płynącej z ksiąg, a także, że dorośli popełniają czasem błędy - do których powinni umieć się przyznać, jak wuj Brendana, jest chyba zbyt cenne, by tak sobie tylko oglądać obrazki i wymyślać do nich własne historie. Choć może to być ciekawe ćwiczenie aktywizujące przed właściwą projekcją filmu albo już po niej (wymyślanie alternatywnych dialogów).