„Heavy Metal Thunder. The Movie” to dwugodzinny inspirujący dokument o Saxon obejmujący trzydziestoletnią karierę tego zespołu. Czy w ciągu dwóch godzin można opisać historię pionierów NWOBHM (nowa fala brytyjskiego heavy metalu)? Nie sądzę, ale dobrze, że „Heavy Metal Thunder. The Movie” w ogóle powstał. Szkoda, że materiału nie rozbito na dwie części, każda po dwie godziny.
Ten dokument z gatunku rockumentary to świetne podsumowanie kariery zespołu opowiedziane słowami obecnych i byłych muzyków Saxon, menadżerów, dziennikarzy muzycznych. Dowiemy się m.in., jak narodził się tekst do „747 (Strangers In The Night)” i poznamy historię narodzin wszystkich płyt zespołu oraz kulisy ich okładek.
Muzycy z nutą tęsknoty, melancholii, ale i z uśmiechem wspominają początki Saxon. Całość bogato ilustrowana zdjęciami, archiwalnymi materiałami z koncertów, wywiadami, fragmentami wideoklipów. Okazuje się, że „Biff” Bufford w wieku siedemnastu lat został ojcem aż dwójki dzieci. Był rozdarty między byciem dobrym mężem i ojcem a byciem muzykiem. W końcu zadecydował, jak mu słusznie serce podpowiadało, i założył zespół o nazwie Son Of A Bitch. Żona mądrze sama od niego odeszła. Grupa jeździła po Wielkiej Brytanii vanem, w którym spała, jadła, uprawiała sporadycznie seks z groupies. Wówczas muzycy mieli do wyboru muzykować lub skończyć w fabryce i pracować tam do emerytury lub śmierci na stanowisku pracy. Wybrali to pierwsze.
W filmie pada całe mnóstwo anegdot m.in. o seksie w zespołowym busie. Okazuje się, że muzycy Son Of A Bitch, który później zmienił nazwę na Saxon, nie pili alkoholu hektolitrami, ale angielską herbatę, której setki torebek walało się po busie. Zespół przeszedł chrzest bojowy podczas trasy z Motörhead w 1979 roku. Malownicze opisy obskurnych klubów nie potrzebują wizualnego podkładu. Każdy z muzyków, mówiąc typowo angielskim slangiem, bez retuszu, szczerze i często klnąc jak szewc, wypowiada się z równym zaangażowaniem o sytuacjach miłych jak i przykrych (rozłam w zespole, narkotyki). Co prawda ostatni okres kariery Saxon jest potraktowany trochę po łebkach, ale trzeba cieszyć się tym, co jest.
„Heavy Metal Thunder. The Movie” pokazuje, że życie muzyka zespołu heavymetalowego w tamtym czasie przypominało trochę losy pirata lub wyjętego spod prawa.
Na koniec filmu byli muzycy zespołu wspominają o planach reaktywowania się oryginalnego składu Saxon, ale okazuje się to tylko mrzonką. Riposta Byforda na ten pomysł… bezcenna. Okazuje się bowiem, że byli muzycy i Byford mają za sobą walki sądowne o prawa do nazwy Saxon. Całe szczęście, że dokument nie oznacza definitywnego końca Saxon. Jak mówi Byford, jak długo zespół nadal będzie nagrywał takie płyty jak „Lionheart”, tak długo będzie istniał. W grudniu 2012 roku jest planowana premiera najnowszego albumu grupy, „Sacrifice”. Jednym słowem Heavy Metal Thunder. The Movie” to bardzo solidne rockumentary, które można postawić na półce obok dwóch części „Lords Of Depravity” Sodomu. Ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem. Gorąco polecam.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz w panoramicznym formacie, pełnym 16:9, jest czysty, pozbawiony choćby najdrobniejszych śladów niedoróbek, ale też niewybijający się walorami zdjęciowo-malarskimi. Ścieżka dźwiękowa tylko w Dolby Digital Stereo, wyraźna i o czytelnej, miłej uchu barwie. Głosy muzyków bardzo czyste.
Jedynym materiałem z dźwiękiem w Dolby Digital 5.1 jest dodatek pt. „St George's Day 2008”, który umieszczono na drugiej płycie. Nie jest to jakieś DD 5.1 z przypadku, tylko znakomita robota. Znakomicie słychać każdy detal brzmienia zespołu jak i akustykę sali. Fizycznie czuć, że zespół gra żywy koncert w miejscu do tego przeznaczonym. Całość zwarta brzmieniowo, dynamiczna, gęsta. W przeciwieństwie do innych koncertów z klubów, gdzie brzmienie jest płaskie, tu mamy masywny i mocny, a przy tym przestrzenny dźwięk. Brzmienie wyborne, czyste wysokie tony, wyraziste średnie pasmo i głębokie basy. Kanały frontowe grają nie tylko głosem Byforda, ale gitarami. Zresztą głos wokalisty wyraziście wybrzmiewa z kanału centralnego. No i do tego jest pogłos sali. Palce lizać.
BONUSY
Wszystkie umieszczono na drugiej płycie. Dołączono do nich angielskie napisy.
Niewątpliwym rarytasem są dwa koncerty. Pierwszy, „Saxon On The Beat Club 1981” (56 minut) to zapis występu Saxon z 1981 roku z trasy trzeciej płyty zespołu „Strong Arm Of The Law”. Koncert odbywa się przed publicznością, która grzecznie siedzi za kamerami telewizyjnymi usytuowanymi przed sceną. Scenografia zespołu to ściana wzmacniaczy Marshalla. Byford (jeszcze wtedy chudy jak szczapa i w ciemnych blond włosach) ubrany w lateksowe srebrzyste spodnie wygląda… specyficznie. Sam koncert to wulkan energii, bo zespół jest raptem przy trzeciej płycie, więc jest głodny grania. Solówki obu gitarzystów są bardziej soczyste niż obecnego składu. Poza tym Saxon AD 1981 to kanoniczny, legendarny skład grupy. Warto powspominać, szczególnie że zespół gra najlepsze kawałki z trzech pierwszych płyt, nie zapominając o „747 (Strangers In The Night)”, „Wheels Of Steel” czy „Machine Gun” na sam koniec.
Z kolei pod nazwą „St George’s Day 2008” znajduje się blisko godzinny koncert Saxon sprzed czterech lat. Zespół promuje nie tylko „The Inner Sanctum”, ale gra również nieśmiertelną klasykę. O ile wizerunek sceniczny Paula Quinna (bandana, okulary, kamizelka dżinsowa) nigdy mnie nie przekonywał, a nawet odpychał, to pozostali gitarzyści, włącznie z basistą, widać, że mają typowo heavymetalowy rodowód, czyli nagie torsy i prawie nieustanny headbanging. Fajnie się to ogląda. Zespół jest w formie, a gdzieś od kawałka „And The Bands Played On” rozpoczyna się przegląd najlepszych kawałków zespołu. Nie zabrakło tamtego wieczora m.in. mojego ulubionego „Crusader”.
Porównując oba koncerty, ten z 1981 roku z tym z 2008, widać, że zespół z biegiem lat nabrał krzepy i brzmi bardziej soczyście. Jednak trzydzieści lat wcześniej był bardziej dziki i nieokrzesany. Wybór należy do oglądającego.
Pod tytułem „Building The Labyrinth” (15 minut) znajdziemy minireportaż ze studia z nagrywania albumu „Into The Labyrinth”. Nagrywanie odbywa się nie w nadprzyrodzonym studio, ale gdzieś na farmie. W pokoju, gdzie zespół nagrywa gitary, Biff spokojnie z notebooka ogląda jakiś mecz. Swoje dwa grosze odnośnie do produkcji dodaje inżynier dźwięku i producent płyty Charlie Bauerfeind.
Ciekawostką jest „The Eagle And The Bomber” (22 minuty) ukazujący wspólną trasę Saxon i Motörhead z 2009 roku. To już druga okazja do wspólnego grania obu zespołów-weteranów. Poprzednią trasę odbyły zespoły ponad trzy dekady temu, grając w 1979 roku. Trasa to nie tylko okazja do tego, żeby wspólnie zagrać, ale też aby powspominać stare czasy. Mimo że panowie Lemmy i Biff są wiekowi, mają jaja i poczucie humoru oraz dystans do tego, co robią.
„On A Crusade” to 19-minutowy archiwalny materiał z sesji nagraniowej albumu „Crusader” z 1984 roku. Ciekawostka. Podobny charakter ma 10-minutowy „No Excuses”, kompilacja archiwalnych materiałów z sesji nagraniowej do albumu „Innocence Is No Excuse”. Widać, że nagrywania płyt, które są legendarne, nie robi się na klęczkach, a czasem wręcz przeciwnie, w oparach dymu i z nogami na reżyserce, popijając burbona.
Ostatni bonus to „Big Nibbs, Little Nibbs”, dwuminutowy wywiad, który podczas Wacken Open Air Festiwal w 2009 roku przeprowadził nastoletni niemiecki dziennikarz z Nibbsem Carterem. Z przymrużeniem oka.
Marcin Kaniak |
Opinie użytkowników (1)
agrius 2013-01-01 13:18 Odpowiedz
Mi nie przeszkadza image Paula, bo to i tak najlepszy gitarzysta - dowód to jedna z najlepszych solówek w historii muzyki heavy metal na ulubionym Crusader!Sacrifice ma premierę w Europie 22 lutego 2013r.!Szczególnie nie mogę doczekać się Crusader w wersji z orkiestrą na bonusowym krążku...!pozdrawiam!