Ach, ci wspaniali amerykańscy szaleńcy… Jakże ubogie byłoby bez nich kino akcji… Do zacnego grona filmowych uatrakcyjniaczy fabuł dołączył grany przez Roberta Patricka („Terminator 2”) Walter Hatch. W obrazie reżysera o wyjątkowo pasującym do tego gatunku nazwisku Boom mamy do czynienia z pracującym niegdyś dla rządu szaleńcem, który za punkt honoru stawia sobie wyeliminowanie członków oddziału S.W.A.T. Biedaczek ma jednak pecha, bowiem do dość kiepskiej grupy z Detroit dołączył Paul Cutler, doświadczony negocjator i komandos z Los Angeles…
Scenariusz napisała trójka emerytowanych członków S.W.A.T., ale nie spodziewajmy się takich rewelacji jak w tekstach ich francuskich kolegów, chociażby Oliviera Marchala, którzy ujawniają mroczne sekrety komisariatów („36”, „MR 73”). „S.W.A.T….” to opowieść bardzo schematyczna: przyjazd nowego trenera, konflikt z podopiecznymi, trudny trening, akcja, tarcia wewnątrz grupy itp. – to elementy składowe niemal wszystkich obrazów tego typu, znajdziemy je – punkt po punkcie – również u Booma. Akcja toczy się jednak szybko i lubiący strzelanki nie powinni być zawiedzeni. To typowe kino klasy B (no, może C), okraszone starciem dwóch byłych złych Terminatorów (w dwójce zagrał Robert Patrick, a w trójce Kristanna Loken).
Jan |