Może nas lekko zmylić podtytuł. Serial ma niewiele wspólnego z historią Kuby Rozpruwacza, acz zasygnalizowanie jego postaci jest istotne. Akcja sezonu pierwszego „Ripper Street” rozgrywa się bowiem w dzielnicy Whitechapel, którą zbrodnie tego jegomościa okryły złą sławą. Rzecz dzieje się rok po jego morderczych atakach, czyli w 1889 roku, ale nad życiem mieszkańców dzielnicy wciąż unosi się jego widmo. Taki wątek podejmuje pierwszy, jeden z najlepszych odcinków serialu, w którym ktoś aranżuje zbrodnię tak by myślano, że kobieta zginęła z ręki Kuby Rozpruwacza. Interesujące wątki pojawiają się również w odcinku „Dobro tego miasta”, „Król przybywa z wizytą” czy „Człowiek z mojego towarzystwa”, bo pomysłodawca Ripper Street znalazł ciekawą formułę: pokazuje nam, że współczesne, zdawałoby się „nasze” problemy, mają źródło w przeszłości. Może w okrojonym zakresie i prymitywniej wyglądające, ale jednak. Mamy tu więc do czynienia z rozpowszechnianiem pornografii, rejestrowaniem czyjej śmierci przed kamerą, użyciem broni biologicznej, przemytem ludzi, białym niewolnictwem, nadużyciami medycznymi, korupcją w kręgach władzy, gangami młodocianych, oszustwami matrymonialnymi czy sabotażem przemysłowym. A wszystko to podlane zbrodnią, tajemnicą i tragedią. Pomimo tego, że tak wiele społecznych problemów porusza, jakby na marginesie „Ripper Steet”, nie miejmy wrażenia, że to smutny film. Dzięki uczynieniu jednego z bohaterów zawadiackim, pyskatym i obdarzonym poczuciem humoru jankesem film zyskał rys komizmu i nabrał dystansu. Postać Homera Jacksona to takie skrzyżowanie umiejętności dr Housa czy Dextera z awanturniczym wdziękiem Hana Solo. Tak napisana rola kontrastuje z rolami jego kolegów po fachu: inspektora Reida, człowieka dotkniętego osobistą tragedią i niezbyt szczęśliwie zakochanego sierżanta Drake’a. Dialogi jakie między sobą toczy ta trójka, nie do końca przepadających za sobą panów bywają zaskakujące, a riposty trafiają wprost do celu.
ASPEKTY TECHNICZNE
„Ripper Steet” ma oddającą dickensowki klimat industrialnego miasta ciekawą scenografię, a projektanci kostiumów stanęli na wysokości zadania – co zresztą jest normą w produkcjach BBC. Szkoda więc nieco że te szczegóły często nam umykają, bo film nieco zbyt płytki kontrast by wydobyć w tła większą ilość detali. Ostrość tylko momentami porządna (zbliżenia), generalnie obraz jest raczej miękkawy z niezbyt odcinającymi się konturami. Tło lekko szemrze. Dosyć mocno fundując nam „mrówczy efekt” krzyżują się barwy na kratce wełnianych marynarek. Barwy dosyć stonowane, zresztą w XIX-wiecznej dzielnicy biedy to dosyć zrozumiałe. Ograniczają się więc do dwóch tonacji. Przeważają ciepłe brązy z oranżami, sjenami i zgniłymi zieleniami, ale zdarzają się też, zwłaszcza plenerowe sceny, które toną w zimnym kolorycie granatów, błękitów i szarości. Wyłamują się z tego stroje pań, zwłaszcza dam lekkich obyczajów, z ich jedwabiami i lśniącymi atłasami.
Dźwięk niestety tylko w Stereo, choć prawdę mówiąc najważniejsze są dialogi, a te wypadają bardzo przyzwoicie, nawet pod katem rozpoznawalności poszczególnych akcentów. Muzyka nadaje filmowi dużej dynamiki.
BONUSY
Tylko zwiastuny. |