Wojna secesyjna. Newton Knight służący w Armii Konfederacji, postanawia zrzucić mundur i powrócić na rodzinną farmę. Gdy i tam dociera wojenna zawierucha, decyduje się chwycić za broń i wystąpić w obronie dyskryminowanych: gnębionych białych i zniewolonych czarnych. Stając na czele powstania pragnie stworzyć w hrabstwie Jones niepodległy stan, w którym wszyscy byliby sobie równi.
Pierwsze skojarzenie jakie nasuwa się po obejrzeniu tego filmu jest takie, że jego bohatera można nazwać amerykańska wersją Robin Hooda. Obu nie obchodziła wielka polityka, obaj sprzeciwiali się wyzyskowi biedniejszych przez bogatszych, obaj stworzyli enklawy wolnych ludzi, mieszkających w lesie, którzy sprzeciwiali się panom i… skutecznie unikali pułapek. Co więcej obaj posiadali charyzmę potrzebną, by pociągnąć za sobą ludzi i by ci oddawali życie w imię tego w co wierzą. Obu zmuszają do działania okoliczności. Newton Knight rezygnuje z wojny, gdy transportuje do domu zwłoki swego młodziutkiego krewnego, którego nie był w stanie w czasie bitwy ocalić. Jest ścigany nie tylko jako dezerter, ale też jedyny mężczyzna który może stanąć w obronie regularnie ograbianych przez milicję kobiet, których mężowie walczą na froncie. Jego buntownicza postawa naraża na niebezpieczeństwo rodzinę. On sam znajduje schronienie wśród podobnych sobie wyrzutków. Różnica między nimi polega na tym, że… tamci są czarni. W dodatku to niewolnicy. Newton Knight nie czuje się z początku w ich towarzystwie zbyt pewnie. I on nie jest wolny od stereotypów. Trzyma się z daleka. Dopiero wspólna niedola, ale i obserwacja, że to tacy sami ludzie jak on sam, mający poczucie humoru, indywidualiści o różnych temperamentach i osobowościach pozwala mu na zbliżenie się do nich i otwartą postawę. Dalej już wydarzenia toczą się własnym torem. Zbiegów – białych i czarnych – przybywa, tworzy się z nich armia. Dzieli ich kolor skóry, animozje i rasizm są wciąż obecne, ale łączy ich to, że wszyscy są banitami. „Rebeliant” to film, który pokazuje nie tylko momenty chwały, te w których samozwańcze wojsko Knighta pokonuje regularne wojsko, kiedy zdobywa miasto i pokonuje system. Pokazuje, co dzieje się potem, marzenia pryskające jak bańka mydlana, tych którzy kiedyś rabowali i zabijali a teraz dochodzą do władzy, wreszcie tych, którzy giną, bo chcą żyć godnie. Dobry, gorzki i momentami brutalny film z bardzo dobrą kreacją Matthew McConaugheya.
ASPEKTY TECHNICZNE
Stricte bitewny dźwięk (komendy oficerów, snajperskie strzały, ciężkie działa), z początku filmu już się wprawdzie nie powtarza, ale potem też jest ciekawie. Interesująco wypada odgłos bagien – trel ptaków, plusk wody, szum drzew, syk ognia itp. W kilku momentach – kiedy armia Knighta walczy z żołdakami - bywa dynamiczniej, a dźwięk jest dobrze rozseparowany.
Obraz porządny: grudki ziemi, pot, kurz i blizny w zbliżeniach są dobrze widocznymi szczegółami. Kolory naturalne, dominują kolory ziemi: bujna zieleń, sporo brązów i beży.
BONUSY
Booklet ze zwiastunami.
Veroika
|