Postacie Ramony i Beezus (tak naprawdę starsza z dziewczynek nazywa się Beatrice, ale Ramona nie potrafiła początkowo wymówić tego imienia i wychodziło Beezus) pojawiły się początkowo w opowieściach o Henrym Hugginsie, bohaterze serii bajeczek Beverly Cleary. Potem „awansowały” do roli głównych bohaterek pisanych w latach 50. XX wieku książeczek tejże autorki. Dziewczynki i ich świat dzieli więc kilkadziesiąt lat od epoki Harry’ego Pottera i wampirów ze „Zmierzchu”. Co widać, słychać i czuć na ekranie.
Mała Ramona Quimby to niepoprawny urwis, który w życie pragnie wcielać najdziksze pomysły rodzące się w jej nieokiełznanej wyobraźni. Przysparza tym wiele kłopotów sobie i swej starszej siostrze Beezus (jest jeszcze najmłodsza latorośl Quimbych, Roberta, ale ona jest jeszcze maleństwem), która zaczęła właśnie podkochiwać się w chłopaku z sąsiedztwa. Ale kiedy rodzinę dotkną poważne kłopoty finansowe, to właśnie Ramona będzie najbardziej zaangażowana w poszukiwanie nowych zajęć i pomoc w utrzymaniu domu.
Świat Quimbych i ich sąsiadów to niemal raj – dzieciaki nie piją i nie palą, czasem psocą, ale uczą się dobrze, nie klną, nie spędzają całych dni przed telewizorem, rodzice nie zdradzają się, ciężko pracują, są zawsze uśmiechnięci, zaś sąsiedzi służą radą i pomocą. Nawet bezdomni włóczędzy zrobią wszystko, by pomóc bliźnim… Tutaj naprawdę panuje klimat sielanki charakterystycznej dla amerykańskich sitcomów i obyczajów kręconych tuż po II wojnie światowej. Autorzy zaangażowali do głównej roli jak najbardziej współczesną gwiazdkę filmów Disneya, Selenę Gomez, ale nie zrobili nic, by uwspółcześnić świat, w którym rozgrywa się ta sielankowa opowiastka. W rezultacie powstał obraz skierowany do najmłodszych: dorośli uznają „Ramonę…” za ramotkę, a nastolatki za nudną i naiwniutką bajeczkę.
Jan |