W ulu na świat przychodzi maleńka pszczółka Maja. Od początku kłopotów z nią co niemiara, bo, wbrew temu, co obowiązuje pszczoły, ma krnąbrny charakterek, chce stanowić o sobie sama i nie podporządkowuje się zaleceniem opiekunów, a nawet samej doradczyni królowej. Wkrótce też wraz z gapowatym Guciem opuści ul i zaprzyjaźni z… małym szerszeniem! Przyjaźń ta okaże się bardzo ważna w momencie, gdy na skutek intryg przebiegłej Bzyczyny, królewskiej doradczyni, w powietrzu zawiśnie groźba wojny z szerszeniami i przewrotu w ulu.
W filmie Aleksa Stadermanna znajdziemy wiele postaci znanych z kultowego już w Polsce serialu z piosenką Zbigniewa Wodeckiego (produkcji zachodnioniemiecko-austriacko-japońskiej, a nie, jak wiele osób myśli, polskiej; przygody Mai wymyślił zresztą niemiecki pisarz Waldemar Bonsels). Jest Filip, Tekla, oddział mrówek, żuk gnojarz, zabrakło chyba tylko Aleksandra, czyli ciągnącej wszędzie śmierdzący ser myszy w okularach. Przygody pszczółki opowiedziano z werwą, humorem, są też wpadające w ucho piosenki. To produkcja typowo przeznaczona dla dzieci, nie znajdziemy tu wielu żartów słownych, odniesień skierowanych dla starszych widzów – jest bajkowo, miło, pouczająco. A sama animacja? Nie jest zła, postacie są sympatyczne, podobne do tych z oryginału, dzieciakom się spodoba, starsi widzowie mogą natomiast kręcić nosem, że tamta, choć płaska (teraz postacie są wielowymiarowe), była jednak bardziej trafiona…
Jan
|