W niedalekiej przyszłości ludzkość osiągnęła stan idealnej równowagi. Nikt już nie toczy wojen, zbrodnia to pojęcie z przeszłości, a choroby i głód całkowicie zlikwidowano. Ten cudowny stan udało się osiągnąć dzięki wyeliminowaniu z życia wszelkich emocji. Gdy jednak w idealnym społeczeństwie wybucha tajemnicza epidemia przywracająca „chorym” uczucia, władze wypowiadają wojnę „zarazie”. Zainfekowani są wyszukiwani, po czym znikają w niejasnych okolicznościach. Za najbardziej niebezpiecznych uznaje się tych, którzy zaczynają odczuwać coś, co kiedyś nazywano miłością…
Przebudzeni spodobaliby się być może księdzu Tischnerowi. Ta ryzykowan hipoteza wynika z faktu że pokazują poniekąd to co miał na myśli mówiąc to czym o pisał: miłość to dramat dwojga ludzi, ale miłości to zarazem jedyna rzecz warat jego przezywania. W utopijnym świecie miłośc to zaraza, której trzeba się przestrzegać. Uczucie oznacza koniec spokoju zapewnionego przez wielkiego brata. Ten spokój powoduje że nie ma już wojen i nikt nikogo nie zabija, ale oznacza to zombi mają bogatsze życie wewnętrzne. Najciekawszy w tym filmie motyw dotyczy właśnie obserwacji rodzących się uczuć – zarówno u siebie jak i u drugiej oosby. Subtelne mikroruchy: podniesienie kącika ust, przymknięcie oczu, nerowowy ruch gałek oczych czy drżenie głosu są w filmie niczym w filmie przyrodniczym zarejestrowane i zanalizowane. To normalne dla nas zachowanie jest anomalia psychologiczną tego społeczeństwa obserwowanego świata. To tak jakby nagle odwrócono porządek I autystyczni, mający problem z okazywaniem uczuć ludzie stworzyli społeczność w której nasze emocje są niezrozumiałe i źle widziane. Wiele już było wizji przerażającej przyszłości, ale chyba ta wizja jest jedną z najmocniej odczłowieczonych: wcześniej filmowcy-wizjonerzy czynili zamachy na naszą wolność, wiedzę, świadomość, narzucali relacje, ingerowali w wygląd świata. Tu czyni się zamach na coś co odróżnia nas od zwierząt: uczucia. „Przebudzeni” to ciekawy film, choć wymaga od nas dużej cierpliwości. Niewiele się w nim dzieje. A najbardziej znaczący jest klimat opowieści, a nie akcja. Dobre kreacja aktorów w rolach głównych. Nieco posągowa uroda Nicholas Houlta i pewna kostyczna drętwota Kristin Steward tym razem pasują do klimatu opowieści. Niespodzianką jest występ Guy Pearce’a, który momentami kradnie tej dwójce film.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz utrzymany w monochromatycznych, zimnych barwach: stalowym błękicie, gołębich szarościach i lodowatej bieli. Twarze są bladawe, z lekkim odcieniem różu. Ostrość znakomita, kamera niemal intymnie styka się z twarzami bohaterów rejestrując wszystkie niedoskonałości skóry i detale: małe krostki, włoski, zarost, pręciki w tęczówkach.
Dźwięk ciekawy z mocniejszymi odgłosami tla ale w bardzo rzadkich momentach. Niesamowita, niepokojąca muzyka z charakterystycznym, powtarzającym się motywem.
BONUSY
Zwiastuny.
veroika |