Delphine to poczytna paryska pisarka, która od jakiegoś czasu cierpi na brak weny. Gdy pewnego dnia w trakcie podpisywania książek poznaje tajemniczą Elle, jej życie zaczyna stopniowo zbaczać z wcześniej wytyczonego toru. Między kobietami rodzi się relacja, która z czasem z przyjaźni zmienia się w toksyczne uzależnienie. Delphine zaczyna tracić kontrolę nad swoim życiem, a wszystko, co uważała dotychczas za pewnik, zmienia swe pierwotne znaczenie.
Lubię styl Polańskiego i cenie u niego coś co można powiedzieć o niewielu reżyserach. Mianowicie to że u Polańskiego, nawet jego nieco słabsze filmy – a ten taki jest – i tak mają w sobie wiele tematów skłaniających do zastanowienia. „Prawdziwa historia” nie ma w sobie pazura „Wenus w futrze”, ale działa na wyobraźnię, trzyma w napięciu i intryguje grą w „kto zgadnie z jakiego to klasyka”. Osobiście w trakcie oglądania nasunęły mi się nawiązania do znanych dzieł z historii kina poczynając od grafiki napisów początkowych utrzymanych w konwencji „Zawrotu głowy” Hitchcoka. Poza tym film jest właściwie adresowany do dwóch grup odbiorców. Jedna może dostrzec z nim po prostu thriller i podążając tropem „Misery”, czy „Sublokatorki” z lat 90 z Jennifer Jason Leigh zobaczyć w filmie studium chore relację miedzy obiektem uwielbienia a admiratorem. Relacji tak zaburzonej że przeradzającej się wręcz w chęć bycia wchłoniętym przez swoje guru. Filmowa Elle zaprzyjaźnia się z D, wysłuchuje jej, odpowiada jej pragnieniu by scedować na kogoś codzienne obowiązki. Elle zaczyna nie tylko wchodzić w skórę, ale D aspiruje do bycia jej ulepszoną wersją. Zaczyna ubierać się jak D, nosić ten sam kolor włosów, powtarzać jej gesty. Prowadzi jej korespondencje poznaje jej piny i hasła, zazdrośnie odsuwa na boczny tor przyjaciół. Słowem kontroluje jej życie by zająć w nim pierwsze miejsce. Tak jednak jest, gdy Delphine jest na tyle bierna, że jest posłuszna. W chwili bowiem gdy odzyskuje kontrolę nad sobą i buntuje się przeciwko takiemu zawłaszczaniu własnej wolności staje się wrogiem numer jeden. Elle z mistrzowski sposób manipuluje Delphine wywołując w niej mieszankę poczucia bezpieczeństwa i poczucia winy, gdy Del nie dość mocno docenia jej zaangażowanie i dobre intencje. Właśnie takiego rodzaju stalkerzy, którzy często bywają ludźmi o osobowości border line prezentują postawy będące mieszanką oddania i nienawiści, gdy tylko czują, że „ukochany” wymyka im się z rąk. I tak jak tutaj wolą go unicestwić niż pozwolić by nadal nie spełniał ich nadziei. I jeśli ktoś choć przez chwilę maił tego typu doświadczenie to zapewne oglądanie tej rozsnuwanej przez Elle sieci pajęczej oplatającej autorkę wywoła zimne ciarki!
Możemy jednak w interpretacji tego filmu pójść tropem „Lokatora”, którego bohater miał schizofrenię. Okaże się wtedy, że przy założeniu, że Elle jest alter ego borykającej się z niemocą twórczą Delphine, film będzie skrywać więcej treści Atrakcyjna i pociągająca Elle jest właściwie przeciwieństwem kulącej się w sobie, dręczonej demonami przeszłości Delphine. Elle jest żywiołem, wcieleniem freudowskiego id, jest dominująca, egoistyczna i uparcie dąży do celu. A tym celem jest napisanie prawdziwej historii, zaczerpniętej z własnych doświadczeń autobiografii Delphine. Demoniczne alter ego autorki zmuszą ją do tego wszelkimi siłami, od zachęty przez perswazję na pogróżkach kończąc. Jeśli Elle nie istnieje, a Delphine powołała do życia te skrywana w duszy istotę to potężna musi być jej chęć ujawnienia tej części swej osobowości, którą niejako upersonifikowała i z która nie potrafią się zmierzyć w inny sposób, jak czyniąc z niej potwora, odpowiedzialnego za chorobę czy utratę przyjaciół. Delphine ledwie wychodzi z tego starcia cało, ale prawdą jest też ,że gdyby nie epizod z Elle być może nigdy nie wzniosłaby się na wyżyny pisarstwa i dalej trułaby się swą przeszłością, a być może poddała się, zaszyła w domu i pogrążyła w depresji. Może walka z drugim ja była jej sposobem na uratowanie pierwszego? Przemiana Delphine zmęczonej życiem z pierwszych scen, a radosna i spełniona, jaką widzimy przy podpisywaniu „Prawdziwej historii” z ostatniej sceny może być tego dowodem. No i te usta pomalowane jaskrawoczerwoną szminka jakiej używała Elle…
Co kto odczyta w filmie Polańskiego to już jego prywatna sprawa, ja bawiłam się bardzo dobrze, tym bardziej, że to co oglądałam obie aktorki, a zwłaszcza Eva Green bardzo mocno uwiarygadniały swymi kreacjami.
ASPEKTY TECHNICZNE
Muzyka mocna, intensywna o thrillerowym kolorycie z dominantą kontrabasu, skrzypiec i fortepianu. Dialogi wyraźne, mocne tyły zwłaszcza w sekwencjach w wiejskim domu. Obraz o naturalnych barwach w odcieniach brązu u beżu. Kolorowe akcenty to czerwień w dodatkach ubrań czy makijażu.
BONUSY
Booklet ze zwiastunami.
veroika
|