Były agent sił specjalnych Roy Pulver (Frank Grillo) codziennie przeżywa swój własny dzień świstaka. Uwięziony w pętli czasu, która niezmiennie kończy się jego śmiercią, odkrywa, że jest częścią tajnego rządowego eksperymentu. Aby wyrwać się z matni i uratować ukochaną żonę (Naomi Watts), musi dopaść kierującego programem pułkownika Ventora (Mel Gibson), pokonując wcześniej nasłane przez niego hordy wykwalifikowanych zabójców.
Kolejna wersja zabawy czasem w kinie. Tym razem nie tak komediowa jak Dzien świstaka i nie tak thrillerowa jak Kod nieśmiertelności, choć z nich obu czerpie pełnymi garściami. Co jest e niej nowego? Otóż to że akcję komentuje sam bohater, który po kilkaset razy zostaje zabity na dziesiątki różnych sposobów. Relacjonując to mu się przydarza podobnie jak widz błądzi w domysłach i stara się odnaleźć odpowiedzi. Kłopot w tym oczywiście, że za każdym razem musi zginąć by nauczyć się lub dowiedzieć czegoś następnego. Zachowując przy tym sporo dystansu i poczucia humoru a jego autoironiczne podejście do siebie i sytuacji w jakiej się znalazł powoduje że i my to kupujemy. A co więcej wczuwamy się sytuacje bohatera i przymyka nam przez głowę dylemat czy będąc na jego miejscu dalibyśmy się zabić już przy pierwszej próbie i mieli spokój do następnego poranka czy mobilizowali się po raz 198 i uparcie trwali przy życiu. To co leży w tym filmie to naukowa podbudowa całej tej awantury, wrzeciono Ozyrysa itp., bo sceny akcji właściwie same się bronią, natomiast tło pseudonaukowe nie za bardzo.
Podsumowując zabawny, lekki film z lekko dozą autorefleksji i kilkoma ciekawymi motywami, choć dalej się zastanawiam co tam robi pasująca jak pieść do nosa Naomi Watts. |