Sarah była dziennikarką, prowadzącą prywatne śledztwo w sprawie narkotykowego bossa z Tijuany, któremu zamarzyła się polityczna kariera. Widocznie w poszukiwaniach doszła o krok za daleko, gdyż zniknęła bez śladu… Kilka miesięcy później do Meksyku przyjeżdża jej eks, cyniczny agent DEA, Cole. Jego zadaniem jest odnalezienie byłej połowicy, która prawdopodobnie została porwana i jest przetrzymywana przez gangsterów. Rozpoczyna się śmiertelna rozgrywka z brutalnym kartelem.
Akcyjniak klasy C (albo niżej), z nieco podstarzałym już Garym Danielsem. Brakuje tempa, dobrych dialogów, napięcia, efektów (trudno żeby były – cały budżet filmu wyniósł raptem milion dolarów…). Sceny strzelanin wyglądają na kręcone na odczepnego, postacie są papierowe… Oryginalny tytuł tego „dzieła” okazał się proroczy: misfire to po polsku niewypał.
ASPEKTY TECHNICZNE
Niewypałem jest też poziom techniczny dźwięku. Po pierwsze dźwięk został fatalnie rozseparowany. W wielu scenach akcyjnych cały impet idzie z centrum a nie w tyłów. Nawet przy strzelaninach, gdy ewidentnie mamy do czynienia z rozłożeniem na kanały wszystko płynie z frontu. Z tyłów wyautowano nawet detonacje wybuchów granatów, bas jest lekko słyszalny natomiast odgłosy odłamków to tylko lekkie echa, zupełnie nieadekwatne do sytuacji. W tyłach gości głównie muzyka.
Obraz ostry, sporo szczegółów dalszych planów jest dobrze widocznych. Kolory wyraziste i to nawet za bardzo, bo na przykład twarze bohaterów są mocno czerwonawe. Inne kolory mocno jarmarczne: sporo jaskrawych żółci, nasyconych zieleni, soczystych pomarańczy i lazurowych błękitów, acz przeważają jednak pastele. Czerń głęboka. Tło lekko szemrze, pojawiają się falowania krawędzi.
BONUSY
Zwiastuny.
Jan/veroika
|