Spędzające wakacje w Meksyku Lisa i Kate decydują się na ekscytującą przygodę, podczas której, z wnętrza specjalnej ochronnej klatki dla nurków, będą mogły podziwiać piękno podwodnej flory i fauny. Nie przypuszczają, że wywołujące dreszczyk spotkanie z rekinami zamieni się w koszmar, gdy pęknie lina łącząca je ze statkiem. Na głębokości 47 metrów, zdane wyłącznie na siebie, w obliczu kurczących się zapasów tlenu, będą musiały stanąć oko w oko z żarłaczem białym – podmorskim drapieżnikiem, którego przysmak stanowi ludzkie mięso.
Gdyby twórcy pokusili się o rzetelne konsultację płetwonurków, być może film zyskałby na wiarygodności i nie musiałby być obiektem pokpiwajek w Internecie. Ponieważ pisząca te słowa specem w tej dziedzinie nie jest więc – tym razem chwała niech będzie ignorancji – mogę ocenić ten film bez szkody na sumieniu. Z drugiej strony mam wrażenie, że gdyby film zrobiono z zachowaniem prawdy sytuacji to albo skończyłby się w po kwadransie, albo byłby sprawozdaniem z akcji ratowniczej. Pozwólmy więc twórcom na pewną swobodę, tym bardziej, że się ona opłaciła. Może i obraz nie jest zbyt wiarygodny ale udało się wygenerować całkiem dobry, klaustrofobiczny klimat pułapki bez wyjścia i podtrzymywać napięcie do samego końca filmu. Narasta ono w tym obrazie z każdą chwilą, potęgowane przez kolejne czynniki, brak łączności, wyczerpywanie się tlenu, a przede wszystkim wszędobylskie, błyskawicznie atakujące rekiny, które wabione ruchem i krwią zjawiają się jak spod ziemi. Film, podobnie jak rewelacyjny „Ocean strachu”, każdym swym kadrem podkreśla, jak mały jest człowiek w zetknięciu z naturą i jak w rzeczywistości jest kruchy. I jak nieudolne okazują się zabezpieczenia, doświadczenie i sprzęt, gdy naprzeciw stanie przypadek i bezlitosna natura. Co ważne to jednak człowiek jest bohaterem „Podwodnej pułapki”, a nie żarłoczne rekiny. Środek ciężkości filmu to walka o przeżycie dwóch sióstr, których relacja do najprostszych nie należy. W dodatku to jedna druga namawia na wzięcie udziału w tak ryzykownej, jak się okazało eskapadzie, więc do strachu, rozpaczy i przerażenia dochodzi jeszcze poczucie winy z powodu wpakowania kochanej osoby w kłopoty. To co może irytować w pewnych momentach to nieadekwatne do sytuacji zachowanie granej przez Mandy Moore Lisy, dziwnie żwawej i radosnej, w odróżnieniu od Claire Holt (Kate) w której głosie czuje się determinację, zmęczenie, czy rezygnację. „Podwodna pułapka” jako thriller broni się jeszcze jednym; dość niespodziewanym finałem, wcale nieoczywistym, który zaskakuje i pozostawia widza w lekkim oniemieniu.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dźwięk ciekawy, bo w kanałach sporo się dzieje, a odgłosy mają dobrą separację. Nadpływaniu i atakowi rekinów towarzyszą podbijające napięcie basy, głosy ludzi podczas zanurzania są zniekształcone, a lekkie pyknięcia uwalniających się z butli bąbelków powietrza towarzysza rozmowom i krzykom. Przerażająco jazgotliwy zgrzyt i szczęk to z kolei odgłosy samej katastrofy, czyli zrywaniu się klatki z dźwigu.
Oraz przepiękny jeśli chodzi o sceny lądowe, gdzie błękit morza i sjena piasku wywołują od razu tęsknotę za wakacjami. Pod wodą kolory się zmieniają: twarze sa oczywiście zielonkawe, a kostiumy matowieją. Ostrość porządne, a kontrast głębi-ki co w przypadku tak trudnych scenograficznie filmów to dodatkowy plus.
BONUSY
Zwiastuny.
veroika |