Z braku natchnienia do napisania własnej książki zajmująca się tymczasowo krytyką literatury Frances dowiaduje się, że jej mąż znalazł sobie młodszą partnerkę. W wyniku błyskawicznie przeprowadzonego rozwodu pisarka traci nie tylko męża, ale i dom. Chcąc ją wyrwać z przygnębienia, przyjaciółka daje jej bilet na wycieczkę objazdową po Toskanii. Pod wpływem impulsu Frances przerywa wycieczkę i kupuje 300-letni dom położony malowniczo na wzgórzu. W jego remoncie pomaga jej ekipa polskich budowlańców, a grono jej znajomych szybko powiększa się o rodzinę ich włoskiego szefa, nieco ekstrawagancką, elegancką Katherine i innych. Lekarstwo na złamane serce pojawi się właśnie dzięki jednemu z tych ostatnich.
„Pod słońcem Toskanii” to ładna, zwłaszcza wizualnie, bajka dla dorosłych. Słoneczniki złocą się w słońcu, dróżka się wije wśród wzgórz, zakonnice grupkami chodzą na lody i ciastka, wielka aktorka romantycznie macha rękami w fontannie itd. Wszystko jest sielskie, począwszy od wsi, a skończywszy na mieście, i cudowne. Scenarzystka i reżyserka w jednej osobie nie oszczędziła głównej bohaterce kilku złudzeń, że oto pojawił się już ten właściwy, nowy ON, ale najpierw ofiara rozwodu musiała przestać nią być (z pomocą życzliwych ludzi), odbudować się wewnętrznie i wymościć, by nowa miłość miała się gdzie wykluć. Głębi nie ma w tym wiele, choć aktorzy grają przyzwoicie, zabawnych momentów wcale, choć ogólnie nastrój filmu jest pogodny, momentów wzruszających – w sam raz. W sumie ładny, lekkostrawny obrazek na jeden wieczór.
ASPEKTY TECHNICZNE
Na ekranie zupełnie nie widać, że ekipie filmowej towarzyszyła jesienna, deszczowa pogoda (o czym można usłyszeć w dodatkach). Wraz z wyjazdem Frances do Włoch, gdzie toczy się większość akcji, kolory nabierają ciepła. Przed oczami przewijają się ciemne zielenie cyprysów, srebrzystozielone gaje oliwne, jasne i ciemne zielenie pól, sjeny, ochry, beże dróg, murów i ścian domów i oczywiście jasny błękit nieba i nieco ciemniejszy morza. Ostrość dość dobra, intencjonalnie lekko zmiękczona, czasem drżą krawędzie. Brak zabrudzeń obrazu.
Dźwięki otoczenia, choć do głośnych nie należą, zostały dobrze rozseparowane. Przytłumiony szloch sąsiada za ścianą dochodzi z lewej, ptaki ćwierkają po kątach pokoju, oklaski na festynie słychać z wszytkich stron, podobnie jak szum ulewy.
BONUSY
W trwającym ok. 9.30 min materiale „Toskania 101” twórcy filmu mówią o głównej bohaterce – o tym, że przemiana dokonała się w niej dzięki ludziom, którzy pojawili się w jej życiu, i o tym, że ważne jest miejsce, w którym żyjemy. Spośród trzech scen usuniętych (trwają w sumie 2.30 min): ze śpiewającym budowlańcem, odkryciem fresku i z klapsami filmowymi żadna nie była istotna dla filmu ani specjalnie ciekawa. Film można obejrzeć z opcją komentarza reżyserki. Dowiemy się z niego, że w adaptacji książki, na podstawie której powstał film, dokonano dosyć licznych zmian w stosunku do oryginału – dodano niektóre wątki, wprowadzono nowe lub rozwinięto jedynie naszkicowane postacie. Zdjęcia, nawet te, które przedstawiają San Francisco, kręcono w studio w Rzymie i w różnych rejonach Włoch. Wbrew tytułowi filmu ekipie nader często towarzyszył deszcz, mgły, zdarzyła się nawet burza gradowa. Reżyserka obawiała się, że zasłynie jako ta, która nakręciła „brzydki film o Toskanii” (a jest to region znany z malowniczości). Wraz z pojawianiem się na ekranie poszczególnych aktorów z ust reżyserki padają informacje na temat danej osoby. Tu między innymi ciekawostka o tym, dlaczego Matthew Laborteaux na przesłuchaniu, które odbywało się przez telefon, szlochał do słuchawki. Jest też kilka słów o aktorach grających Polaków. Pojawia się wzmianka na temat różnic w stylu pracy filmowców amerykańskich i włoskich, o muzyce do filmu, o poszukiwaniu odpowiedniego, niezwykle istotnego dla całokształtu dzieła domu oraz wiele innych informacji.
Wszystkie dodatki mają polskie napisy.
itk
Premiera DVD: 31.08.2012
|