Pierwsza część „Po prostu walcz” była nieco ironicznie określana jako połączenie „Karate Kida” z serialem „Beverly Hills 90210”. Ale odniosła sukces i powstała kontynuacja. Tym razem czterech młodzieńców pochodzących z różnych środowisk i mających za sobą różne przeżycia (Zack był bokserem, Tim walczył w MMA, Justin pracuje w sklepie, a Mike próbuje swych sił w zapasach) postanawia wziąć udział w turnieju walk organizowanym potajemnie w miejscowym college’u. Ich przygotowaniem zajmuje się były mistrz walk, Case. Dalej oglądamy trenerskie próby dotarcia do uczniów, treningi, nawiązywanie przyjaźni wśród czwórki trenujących i ich kłopoty ze złymi glinami.
W filmie Michaela Jai White’a (zagrał też Case’a) znajdziemy trochę wątków rodem z seriali dla nastolatków, naiwnych morałów i brutalnych walk. Są też wątki, które miały pogłębić nieco portrety psychologiczne bohaterów (homoseksualizm ojca Mike’a, problemy z rasistowskim gliniarzem), ale one akurat szybko zeszły na trzeci plan, albo nie doczekały się rozwinięcia przyćmione ciosami na ringu. To rzeczywiście coś w rodzaju „Karate Kida” dla nieco starszej (ale z pewnością nie dorosłej) widowni. Nie jest to wielkie kino, ale miłośnicy „filmów turniejowych” nie powinni się zbytnio rozczarować.