„Piła mechaniczna” Johna Luessenhopa jest dość specyficznym filmem – generalnie jest to bowiem sequel obrazu z 1974 roku, klasyka Tobe’a Hoopera. Wiadomo jednak, że potem powstały kolejne części, powstał też prequel. Luessenhop ma to wszystko za nic – wykreślił to, co było, zaczął od nowa, z zupełnie nowej strony. Po premierze nasuwa się jednak pytanie: po co?
Film zaczyna się małym skrótem pierwowzoru, potem oglądamy lincz na feralnej rodzince, a następnie jednego z biorących w nim udział… znajdującego i zabierającego z sobą niemowlę. Oczywiście kiedy akcja przesunie się o kilkanaście lat, wiadomym będzie, że owo dziecko wyrosło na główną bohaterkę, powabną Heather (więzy krwi nie dały o sobie zapomnieć – dziewczyna pracuje na stoisku z mięsem…). Heather zostaje zaproszona do Newt w Teksasie, gdzie dziedziczy stary wielki dom po babce. Ale w piwnicy tego domu skrywa się niespodzianka – cudem ocalony z masakry Leatherface (z piłą oczywiście)… Psychopata zostanie uwolniony i zacznie się masakra.
Może i reżyser chciał odświeżyć temat, zrobić całkowitą woltę w porównaniu do tego, co znamy z innych części cyklu, ale nie wyszło. Sceny gore są krwawe, ale przewidywalne (Leatherface zawsze wyskakuje w rytm typowo horrorowej muzyki), aktorzy grają wyjątkowo nieporadnie, a i scenarzysta ich nie rozpieszczał (co rusz przewracają się więc podczas ucieczki, nie mogą otworzyć drzwi, pchają się gdzie nie trzeba), zaś niektóre sceny w zamierzeniu straszne budzą śmiech… O ile nie jest się wielkim fanem serii albo maniakiem gore, można sobie darować.
ASPEKTY TECHNICZNE
Jak na krwawy horror przystało, aż w nim kapie od krwawych dźwięków tego typu: od wbijania ciał na haki i przerzynaniu je na pół, po miękki plask obcinanych palców. Dominuje oczywiście w filmie łoskot piły mechanicznej i zgrzyt jej ostrza trafiającego w twarde przedmioty czy pisk, gdy trafia na podłogę. Początek filmu to głównie typowe odgłosy oblężonego domu: brzęk rozbijanych butelek z benzyną, strzały z broni myśliwskiej czy trzask płomieni pożaru. Mocną dźwiękowo sceną jest ta w wesołym miasteczku, gdzie mordercza aktywność Leatherface’a podbita jest histerycznymi wrzaskami tłumu i szczękiem maszynerii karuzeli.
Obraz ostry i dobrze skontrastowany. Smakowicie dzięki temu wypadają takie scenki jak zdejmowanie skóry z twarzy ofiary, gdzie widać poszczególne partie mięśni czy wszywanie maski w twarz Leatherface’a, w której śledzimy (w detalach) ruch rąk wbijających ogromną igłę w skórę policzka i przeciągających przez nie sznurek. Nie ma praktycznie żadnych usterek. Kolory naturalne poza pierwszą, lekko przyżółconą sekwencją reminiscencyjną. Sporo granatów, błękitów, brązów i głębokiej jak studnia czerni. No i oczywiście czerwieni posoki.
BONUSY
Jest 12 tłumaczonych, ale bardzo króciutkich wywiadów z aktorami i twórcami filmu, koncentrujących się głównie na odniesieniach do klasycznej wersji filmu z 1974. Mowa w nich o odtworzeniu w drobnych szczegółach domostwa rodziny Leatherface’a oraz o modyfikacji jego postaci na bardziej człowieczą. Są też oczywiście zwiastuny innych filmów.
Jan/veroika |