Film Billa Condona, jednego z najbardziej wszechstronnych, ale i od pewnego czasu najbardziej nijakich hollywoodzkich twórców, to opowieść o powstaniu i działaniu WikiLeaks. W centrum uwagi nie jest Julian Assange, ale jego współpracownik i przyjaciel Daniel Domscheid-Berg. To głównie jego oczami oglądamy początki portalu, który miał w zamiarze ujawniać wielkie przekręty wielkich tego świata. A potem ujawnił za dużo, co zresztą filmowy Berg krytykuje, motywując, że zdradzanie tajemnic państwowych narazi wiele osób. Akcja toczy się przed monitorami komputerów, ale ku uciesze widzów spragnionych sensacji dorzucono tajnych agentów i scenki z zamachami w różnych częściach świata.
Julian Assange osobiście mailował do grającego go Benedicta Cumberbatcha, odradzając udział w „Piątej władzy”: Assange jest ścigany, film finansowali Amerykanie, można się było spodziewać, że trudno będzie o rzetelność. Sam zainteresowany nazwał film wprost: kiepska propaganda szkalująca jego osobę. I pewnie ma sporo racji – w tej chwili nie mógł raczej powstać wiarygodny obraz na jego temat, minęło za mało czasu, on wciąż jest na celowniku, rząd USA storpedowałby projekt godzący w interesy państwa… Nie ma więc sensu rozpatrywać obrazu Billa Condona jako biografii – należy go raczej potraktować jako całkiem sprawnie nakręconą opowieść szpiegowską z wątkami biograficznymi i z porcyjką dreszczyku, czasem zbyt rozwlekłą, ale dającą się obejrzeć.
ASPEKTY TECHNICZNE
Mistrzowsko rozseparowano dźwięk w tym filmie. Obrazuje on nie tylko szum informacyjny jaki otacza nas dookoła ale i nieco paranoiczną osobowość bohatera. Już na początku ze wszystkich kanałów atakują nas strzępy informacji, dzienników, reportaży. Potem świetnie oddano ów natłok informacji podczas sekwencji pracy nad dziennikami wojennymi. Każdy głos płynie do nas oddzielnie, by gdzie tam minąć się z innymi bombardującymi nas co chwila, bo też sporo takich krótkich, intensywnych przypomnienie, że żyjemy w świecie, w którym informacja jest potęgą. Prawdziwy powe dźwię zyskuej w scenie symbolicznego „demolowania” WikiLeaks przez Daniela, który łamie z hukiem meble i roztrzaskuje komputery. Dobrze dobrano muzykę, w melodiach pobrzmiewają dźwięki charakteryzujące kraj, w którym akurat przebywa Julian czy Daniel.
Obraz z dużą ilością zbliżeń: oczu, rak, włosów, twarzy, w których widać dosyć dużo szczegółów. W planach dalekich i średnich jest nieco mniej ostro, tym bardziej że spora część zdjęć miała miejsce w pseudokonspiratorskich, a więc ciemnych pomieszczeniach. Stąd czasem brak widoczności detali tła. Sporo granatów, zgaszonych zieleni i brązów. Tylko poszczególne kolory naprawdę wychodzą poza standard (czerwone rajstopy dziewczyny Daniela).
BONUSY
Oprócz zwiastunów jest materiał zakulisowy (9 min) opowiadający o tym skąd wziął się pomysł na taką a nie inną scenografię newsroomu. Otóż, trzeba było wymyśleć coś co obrazowałoby, co dzieje się w wyobraźni Juliana, a miała to być dostępna dla każdego platforma zgłoszeniowa, czyli coś w rodzaju biura pod gołym niebem.
Jan/veroika
|