„Live And Loose In Paris” nagrano w paryskiej hali Bercy w 1997 roku podczas trasy koncertowej promującej szóstą płytę muzyka, „Dance Into The Light”, dobrą, ale bez entuzjazmu przyjętą przez krytykę. Mimo to publiczność zgromadzona tamtego wieczora bawiła się przednio, co świetnie dokumentuje to DVD. Wyreżyserował je David Mallet, facet z czterdziestoletnim doświadczeniem w zawodzie, który realizował filmy koncertowe dla największych w branży, około setki (!!!). Łatwiej jednak napisać, kogo nie filmował…
„Live And Loose In Paris” to pierwsza liga koncertowych DVD pod względem realizacji, montażu zdjęć, dźwięku wielokanałowego i transferu na dysk. Mimo lat ta pozycja pozostaje liderem w swojej kategorii. Koncert został podzielony na dwie części, spokojniejszą, wypełnioną hitami i spokojniejszym repertuarem, i dzikszą, bardziej zabawową.
Początek koncertu zwiastuje unoszący się po sufit zestaw oświetleniowy wyglądający jak skrzydła monstrualnego motyla. Zespół śpiewająco wmaszerowuje na scenę wprost z publiczności. Po intro w postaci solo perkusyjnego ze sceny leci „Hand In Hand”, „Hang In Long Enough” i „Don’t Loose My Number”. Oczekiwane „Another Day In Paradise” przypomina album „…But Seriously” z 1989 roku. „Against All Odds (Take A Look At Now Me)” jako jeden z wielu flirtów Collinsa z kinem w dalszym ciągu trzyma poważną tonację melodramatyczną.
Tempo koncertu spada, gdy Collins śpiewa „Lorenzo” z promowanej wyjątkowo tanecznej płyty „Dance Into The Light”. Potem mamy „Separate Lives” i spokojne „Long Long Way To Go”. Show rozpoczyna się po wzorcowo zagranym na perkusji przez Collinsa i zaśpiewanym przez niego i publiczność „In The Air Tonight”. Owacjom na stojąco nie ma końca. Gra świateł podczas utworu dopasowana jest do każdej jego nuty.
Po nim następuje coś na kształt plemiennych tańców albo plebejskiej zabawy, którą otwiera instrumentalna „Timbantiocha”, w której Collins razem z drugim perkusistą Rickym Lawsonem i Luisem Conte, grając na bongosach, wybijają rytm, który klaszcze publiczność i skanduje przy tym głośno. Gdy muzycy rozkręcają się, pozostali wchodzą na scenę z bębnami zawieszonymi na szyi i chodzą dookoła niej, grając na nich rytmicznie przez cały utwór.
Potem następuje nieustanny festiwal zabawy, nieomal fiesta. Zaczyna go popisowo zaimprowizowane, wytańczone i wyśpiewane „Easy Lover” (fenomenalny duet Collins – czarnoskóry śpiewak). „Dance Into The Light” upstrzone niezliczoną gamą świateł utrzymane jest w ciepłych kolorach, od żółtego przez oranże po czerwienie. Zabawa trwa w najlepsze podczas „Wear My Hat”, który okazuje się pretekstem do ganiania się muzyków wokół sceny i kawałkiem do tańczenia. Kawałek płynnie przechodzi w „Something Happened On The Way To Heaven”. Podczas syntezatorowo-dyskotekowego „Sussudio” scena jest skąpana w deszczu konfetti.
Doskonały moment zgrania w punkt zespołu i światła z Collinsem przypada na moment, kiedy ten ciągnie zwisające z sufitu konfetti. Wówczas rozpędzony jak ferrari zespół zatrzymuje się i gasną światła, aby po chwili znów cała koncertowa maszyna ruszyła z kopyta.
Wszyscy muzycy sprawiają wrażenie, że doskonale bawią się w swoim towarzystwie. Tańcem, uśmiechem i śpiewem porywają parotysięczną halę do wspólnej zabawy. Energia płynąca z ekranu udziela się oglądającym, jak i publiczności zgromadzonej na koncercie. Ta dosłowna orgia świateł, dźwięków, tańców i śpiewów zaraża pozytywną energią i naładowuje entuzjazmem każdego. Jeden z nielicznych koncertów na DVD, których nie sposób oglądać i przeżywać siedząc.
Koncert był filmowany przez 21 kamer, które notowały każdy szczegół widowiska. Scenę o owalnym kształcie jak arena cyrkowa usytuowano pośrodku hali i oświetlono zawieszoną nad nią baterią reflektorów wyglądających jak statek kosmiczny z „Bliskich spotkań trzeciego stopnia”. Realizacja techniczna koncertowego DVD modelowa. Jeden z nielicznych koncertów, na których z trudem wypatrzymy kamery. Obowiązkowa pozycja w kolekcji każdego DVD-maniaka. Do koncertu można włączyć angielskie napisy do piosenek.
ASPEKTY TECHNCZNE
Obraz nagrano w formacie telewizyjnym, co nie powinno dziwić (rok nagrania to 1997). Jednak tak go skompresowano, że bez trudu całość zmieszczono na jednej warstwie. Obraz jest ostry, kontrastowy, o konturach intencjonalnie otoczonych poświatą, kolorach nasyconych i utrzymanych w ciepłych odcieniach (żółty, oranż). Czernie głębokie, a biele nieskażone szumem. Efektownie prezentują się purpurowo-niebieskie światła podczas „In The Air Tonight”. Niestety doskwiera pikselizacja podczas bardzo dynamicznie błyskających świateł i stroboskopów. Zbliżenia twarzy wzorowe.
Dźwięk w Dolby Digital 5.0, co prawda pozbawiony subwoofera, ale miażdżący perfekcją i dynamiką. Doskonała realizacja techniczna nagrania maksymalnie wykorzystuje ogromny potencjał dźwięku wielokanałowego. Świetna separacja instrumentów z kanałem centralnym na czele, z którego dobiega głos Collinsa i basy. Z tyłów zawsze dobiegają dźwięki instrumentów klawiszowych i publiczności. Dynamika nagrania tak dobra, że nawet audiofil ma problem, żeby się doczepić. Idealna pozycja do testowania własnego kina domowego.
BONUSY
Są chyba zbędne.
Marcin Kaniak |