Dziwna moda nastała w muzycznej branży. Od jakiegoś czasu zespoły wyruszają w trasy koncertowe, na których grają oprócz największych przebojów pełny recital swojej najsłynniejszej płyty. Czy to pomysł dobry, czy tylko odcinanie kuponów od dawnej sławy, nie nam oceniać. Nie zmienia to faktu, że jest na swój sposób ekscytujące słuchanie na żywo, dokładnie kawałek po kawałku, utworów z najsłynniejszej płyty ulubionego zespołu, która miała premierę wiele lat temu. Daje to szansę jeszcze raz przeżyć coś, co kiedyś widzieliśmy na własne oczy.
To samo dotyczy Paradise Lost, który w 2011 roku wyruszył w trasę „Draconian Times 2011 Tour” poświęconą płycie „Draconian Times” z 1995 roku, piątej w jego dyskografii. Zarejestrowany na DVD koncert zespół dał w londyńskim „Forum” w 2011 roku. Zagrał repertuar płyty w całości, w tej samej kolejności. Z ostatniego studyjnego albumu PL, „Faith Divides Us, Death United Us”, który ukazał się w 2009 roku, ze sceny usłyszeliśmy zaledwie dwie kompozycje.
„Draconian Times” to jedna z najlepszych płyt lat dziewięćdziesiątych z nurtu metalu gotyckiego oraz opus magnum Paradise Lost. Najlepsza pod względem kompozytorskim, realizatorskim i tekstowym. Do stałego repertuaru koncertowego grupy weszły pochodzące z niej „The Last Time”, „Once Solemn” „Enchantment” czy najlepsza kompozycja zespołu „Forever Failure” ze słowem wstępnym Charlesa Mansona. Zespół w 1995 roku odbył z tym albumem trasę koncertową po Polsce i spotkał się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem.
Jak na żywo prezentuje się materiał z „Draconian Times” po 16 latach od premiery? W kwestii wykonawczej nie różni praktycznie się niczym od tego granego lata temu (byłem, widziałem, potwierdzam). Nawet w kwestii wyglądu muzycy fizycznie nie zmienili się za bardzo. Wokalnie Nick Holmes bez problemu osiąga te same rejestry co kiedyś. Jeśli chodzi o wykonanie, to w porównaniu z wersją płytową wersja koncertowa jest bardziej surowa, pozbawiona studyjnych smaczków, ale nadal – jak płyta – jest przesycona melancholią, mrocznie romantyczna, epicka, ale i hipnotyzująca melodyjnością i grobowym smutkiem.
Słychać, że przez lata grania tego materiału na żywo zespół okrzepł i teraz wykonanie go idzie jak z płatka. Ani trochę, mimo upływu lat, nie stracił ze swej mocy. Ta muzyczna podróż w czasie jest niezwykle sentymentalna, co jest zasługą muzyków. Greg Mackintosh z radochą wycina swoje minorowe, ale jakże melodyjne solówki. Wtóruje mu mocny głos Holmesa. Dzięki temu, że grupa gra po prostu od serca, stare kompozycje w ogóle nie sprawiają wrażenia nagranych lata temu i w porównaniu z kompozycjami z innych płyt (m.in. „Requiem”, „Faith Divides Us, Death United Us”) nadal się dobrze na koncertach sprawdzają. Zagrane na bis „True Belief”, „One Second”, „Say Just Words”, „Rise Of Denial” czy „As I Die” są idealnym ukoronowaniem, występu. Jednym słowem muzyka idealna do kontemplowania w samotności i ciemności.
Na koniec polecam przeczytać niektóre wypowiedzi fanów zamieszczone po napisach końcowych. Niektóre bardzo osobiste.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz, w formacie panoramicznym, przystosowanym do telewizorów 16:9, jest zdecydowanie lepiej zrealizowany technicznie i przetransferowany na dysk niż DVD „Anatomy Of Melancholy”. Mimo że jest mroczno, widać wszystko, co powinno być widoczne. Obraz jest kontrastowy, ostry, wyrazisty. Cechuje go minorowa, utrzymana w niebieskościach świetna kolorystyka, będąca zasługą dobrze dobranej palety oświetlenia różnego rodzaju, od tego najmocniejszego i najostrzejszego, po to tworzące klimat.
Niespodziewanie ścieżka dźwiękowa w Dolby Digital Stereo przewyższa wersję dookolną w Dolby Digital 5.1. W wersji stereo zachowano naturalne proporcje pomiędzy gitarami, bębnami, klawiszami a wokalem. Dźwięk jest zwarty, dynamiczny, o dużej głębi, przestrzenny i co warto podkreślić, mięsisty. Całość odpowiednio zrównoważona. W wersji DD 5.1 głos Holmesa dobiegający z kanału centralnego jest nagrany za cicho w porównaniu z wersją stereofoniczną. Ma się wrażenie, że dobiega gdzieś z daleka. Gitary i reszta instrumentów dobiegająca z frontów jest nagrana za głośno w stosunku do głosu wokalisty. Tym sposobem panuje chaos i słuchaniu koncertu w wersji wielokanałowej towarzyszy uczucie dysharmonii, nie wspominając, że całość traci na dynamice. Dlatego też polecam do odsłuchu tylko wersję w cyfrowym stereo, które jest pełniejsze i lepiej zrealizowane.
BONUSY
Wszystkie znajdują się na drugiej płycie. „On The Draconian Road MMXI” to trwający 26 minut materiał zakulisowy ukazujący zespół podczas prób, przygotowań do koncertów, na lotnisku, po koncercie. Nuda. „Interviews” (15 min) jest utrzymany w formie luźnej konwersacji pomiędzy muzykami siedzącymi na sofie i wspominającymi nie tylko realizację albumu, ale i śmieszne anegdoty, które kiedyś wydawały się strasznie poważne. Z łezką w oku wspominają czasy festiwalu „Monsters Of Rock” i koncertów w Ameryce Łacińskiej u boku Ozzy’ego Osbourne’a. Jedyną osobą przybliżającą kulisy i okoliczności nagrania płyty i jej premiery jest menadżer zespołu. Choć i ten od czasu do czasu puszcza oko do widza. Zdecydowanie mniejszym cynizmem cechują się wypowiedzi fanów („Fan Interviews”), którzy dzielą się swoimi uwagami na temat trasy „Draconian Times MMXI”, z roku 2011 i z 1995. Wśród nich jeden akcent polski (!!!). Na koniec klipy do „Faith Divides Us, Death United Us” i „Rise Of Denial”. Obydwa oryginalne, ale zdecydowanym faworytem jest „Rise Of Denial”, nie tylko dlatego że nawiązuje muzycznie do klasycznego PL, ale dlatego że został wyjątkowo atrakcyjnie wizualnie zrealizowany. Edycja Deluxe została wyposażona w dodatkową płytę CD ze ścieżką z koncertu.
Marcin Kaniak |