Może nie do końca oryginalnym (trochę ściągnięto z „Pana i pani Smith”, do którego to filmu dość wyraźnie nawiązuje polskie tłumaczenie oryginalnego tytułu), ale lekkim i zabawnym, z kilkoma ciekawymi postaciami. „Pan i Pani Kiler” to opowieść o pewnej młodej kobiecie, która na wakacjach poznaje wymarzonego faceta. Biorą ślub, żyją sobie spokojnie i szczęśliwie, do czasu gdy okazuje się, że małżonek jest… płatnym zabójcą, który co prawda wycofał się oficjalnie z zawodu, ale… Ale zawsze jest jakieś „ale” – pracodawcy bynajmniej nie chcą się pogodzić z utratą swego najemnika i nasyłają na niego kumpli po fachu. Zaczyna się więc gra o najwyższą stawkę – o życie własne i żony.
Choć główny bohater jest zabójcą, to przedstawiono go w taki sposób, że mimo wszystko wzbudza sympatię (czy zresztą ktoś może wyobrazić sobie Ashtona Kutchera wzbudzającego strach?! No, chyba że wśród kaskaderów – podobno na planie przypadkowo znokautował jednego z nich…). Co bardziej krwawe momenty rozładowano komediowymi akcentami, a makabrą twórcy nie epatują – to produkt przeznaczony również dla młodszej części widowni. Udanym zabiegiem było rozwinięcie wątku nieco tajemniczego ojca wybranki killera (bardzo dobra rola Toma Sellecka), który okazuje się… Nie, tego lepiej nie zdradzać – w każdym razie będziemy zaskoczeni prawdziwą tożsamością głowy rodu.
Film jest dynamiczny (początek robi naprawdę świetne wrażenie), gwarantuje kilka zwrotów akcji, oglądamy ciekawe plenery (ech, to Lazurowe Wybrzeże…) i efektowne pogonie. Gdyby jego środkowa część nie była nieco nudnawa (próby pokazania zabójcy wiodącego zwyczajne życie), a twórcy nie bali się od czasu do czasu zaserwować nam odrobinki czarnego humoru, całość można by uznać za solidne kino wakacyjne (w tym bowiem okresie film trafił do kin). A tak pozostaje jednak lekki niedosyt i żal zmarnowanej szansy.
Jan |