On jest beztroskim lekkoduchem, który chce wyzwolić się ze związku bez przyszłości. Ona jest zadeklarowaną singielką, która jednak nie stroni od kokietowania mężczyzn. Nyles i Sarah poznają się na weselu w Palm Springs. Sytuacja sprzyja spontanicznemu flirtowi i wszystko idzie w dobrym kierunku, ale nagle następuje dziwaczny zwrot akcji – nasza para zostaje uwięziona w pętli czasu i tym samym musi w kółko przeżywać ten sam dzień. Nyles i Sarah odkrywają, że mogą więc korzystać z nieograniczonej wolności - bez konsekwencji, ale także bez perspektyw. Wspólnie zrealizują ekstremalnie szalone pomysły, by przy okazji przeżyć najbardziej odjechany romans wszech czasów.
Szalenie sympatyczna, pełna wdzięku komedia nie bez przyczyny kojarząca się z klasykiem tego tematu czyli „Dniem świstaka”. Różnica są dwie. Primo - tutaj bohaterka ma pełną świadomość uwięzienia w pętli, sekundo – jej partner już od dawna w niej tkwi! Co oznacza, że staje się jej niejako przewodnikiem po owym czasowym matrixie, ale też poniekąd winowajcą, bo gdyby nie ich wspólna „akcja” nie znaleźliby się w tej czasoprzestrzeni. To że oboje mają świadomość owego słodkiego uwiezienia powoduje, że stają się partnerami w korzystaniu z uroków i niedogodności owej sytuacji. Przeżywanie tego samego dnia sprawia, że wspólne przeżywanie wygłupów, błazenady powoli i nieubłaganie zbliża ich do siebie i zaczynają się coraz bardziej lubić nie jako współwięźniowie, ale jako para. Brak kontinuum czasowego w pewnym jednak momencie zaczyna ciążyć… przekłada się to też na psychiczne skutki… człowiek potrzebuje rozwoju: wieczna podrywaczka Sarah upora się z własnymi demonami, a Nyles mający w sobie wiele z Piotrusia Pana odkryje, że nieograniczony libertynizm wcale nie jest taki kuszący… Palm Springs to świetna, inteligentna propozycja na letni wieczór. I to nie tylko dla par! |