Rok 1940. Po zajęciu Holandii przez wojska hitlerowskie mieszkający w niej od czasu abdykacji niemiecki cesarz Wilhelm II na polecenie Berlina otoczony zostaje dyskretną opieką. Przydzielony mu w charakterze osobistej ochrony kapitan Stefan Brandt ma za zadanie zidentyfikować brytyjskiego szpiega działającego w otoczeniu monarchy. Niemiecki oficer wdaje się jednak w namiętny romans z Mieke, mającą żydowskie korzenie holenderską pokojówką Wilhelma. Gdy nieoczekiwaną wizytę w cesarskiej posiadłości składa głównodowodzący SS Heinrich Himmler, Brandt staje w obliczu wyboru pomiędzy lojalnością wobec partii nazistowskiej a uczuciem.
Pewnie nigdy w życiu nie zainteresowałabym się osobą niemieckiego cesarz Wilhelma II, gdyby nie „Ostatni pocałunek cesarza”, który odkrył dla mnie tego postać tego teutońskiego wodza kojarzącego się z pruską dyscypliną, polowaniami i okopami I wojny światowej. Filmowa opowieść o tym człowieku jest interesująca, choć sam film interesujący jest tylko momentami. Po pierwsze został nieporadnie wyreżyserowany, wątki się rwą, opowieść jest niespójna, montaż nie porywa, a dialogi miłosne są liche. Po drugie postacie Mieke i Stefana są mało przekonujące, a sugestie, co do ich przeszłości nie wzbogacają ich rysu psychologicznego. Najśmieszniejsze w tym jest to, że aktorzy grający role zakochanych mimo absurdu scenariusza całkiem przekonująco zagrali swoje role.
Odnoszę zresztą nieodparte wrażenie, że historia miłosna tylko zaszkodziła opartej na faktach fabule, która wcale nie musiała być uatrakcyjniona dosyć mało wiarygodnym wątkiem miłosnym. Najpierw więc o nim. Niemiecki oficer zakochuje się w pięknej dziewczynie. Wiadomo, że ta coś kombinuje, a choć nie jest on zaprzysięgłym zwolennikiem Hitlera jakoś trudno mi uwierzyć, że działająca w podziemiu żydówka, zwierza mu się po kilku dniach znajomości zarówno ze swego pochodzenia jak i planów, z kolei on niepomny, że może zapłacić za to głową pomaga jej w sposób, co najmniej mało rozsądny. O niebo bardziej interesujący jest wątek cesarza, władcy z dziecięcą ręką (uszkodzony podczas porodu nerw lewej ręki leczono wykręcając jego ramię na specjalnej maszynie, rażąc je prądem i obkładając kończynę ciepłą tuszą zabitego królika!), który pomimo kalectwa znakomicie strzelał, a jego pasją było… rąbanie drzewa. Film dosyć dokładnie oddaje skomplikowane losy cesarza, który po przegranej wojnie w listopadzie 1918 roku abdykował i udał się na banicję. Rządzący republiką weimarską, której cesarz nienawidził zgodzili się na finansowanie jego pobyt w Holandii, pod warunkiem, że jego noga nigdy nie postaci w Niemczech. Przez dwadzieścia kilka lat cesarz, który nie przejawiał talentu w polityce międzynarodowej mógł w końcu zagłębić się w historii Europy, przeczytać raporty i wspomnienia wojenne i przekonać się przy okazji, że przez wszystkie te lata był przez swych generałów oszukiwany: gdy odwiedzał okopy starannie je sprzątano, usuwano martwe ciała, a pułki, które grzeszyły apatię, chorobami i demoralizacją usuwano cesarzowi sprzed oczu.
Podobnie jak reszta Hohenzollernów miał zdrowy dystans do nazizmu, pomimo nalegań żony nigdy nie pogratulował Hitlerowi żadnych zwycięstw i to nie on był autorem telegramu, jaki w jego imieniu wysłano Hitlerowi, zaś po napaści na Holandię nie zapraszał już do majątku niemieckich oficerów. W jego biografii nie ma nic o odwiedzinach Himmlera. Gdyby jednak tak się stało możliwe, że odbyłoby się to w pokazany nam sposób. Cesarz marzył wprawdzie o powrocie na tron, wiedział jednak, że Hitler manipulował marzeniami ( w tym i jego własnymi) o wskrzeszeniu cesarstwa wyłącznie w celach propagandowych. Mając to na uwadze kategorycznie sprzeciwiał się eksponowaniu podczas swego pogrzebu jakichkolwiek symboli II Rzeszy. Ale oczywiście Hitler nie mógł sobie darować, by nie przybrać jego trumny flagą ze swastyką.
To tyle historia, ale film dosyć wiarygodnie oddaje klimat życia na obczyźnie, relacje z drugą żoną – ambitną, ale dająca mu dużo wsparcia Hermine i charakter cesarza: niespełnione marzenia, dyrektywny styl bycia, wybuchowość, ale też inteligencję i sporą intuicję.
Pomimo tego, że film nie jest równy, nie ma w nim jakichś specjalnych zwrotów akcji czy napięcia, ogląda się go całkiem dobrze, może dzięki świetnej roli Christopher Plummera, który przyćmiewa wszystkich wokół i partnerującej mu dzielnie Janet McTeer, w roli Hermine, zdecydowanej na wiele, by tylko stać się cesarzową.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dźwięk stonowany, obyczajowy. Więcej dzieje się w scenach strzelanin, ale generalnie mamy do czynienia z dialogami i zbyt ekspresyjna chwilami muzyką.
Obraz o naturalnej nieco zimnawej kolorystyce, sporo ujęć plenerowych z zielenią drzew i chłodnym błękitem nieba.
BONUSY
Tylko zwiastuny w wydaniu typu booklet.
veroika |
Opinie użytkowników (1)
Ona 2018-23-04 14:46 Odpowiedz
mi się podobał