Rok 1979. Jacques-Yves Cousteau, słynny podróżnik, odkrywca, wynalazca i gwiazda mediów, załamany śmiercią syna w wypadku lotniczym, bliski jest usunięcia się w cień i porzucenia kariery naukowej. Na szczęście u jego boku stoi drugi syn, Jean-Michel, który stawia sobie za cel przywrócenie ojcu wiary w sens życia. Rodzina Cousteau wyrusza w najważniejszą ze swych podróży, podczas której mierzyć się będzie ze swoimi słabościami, wstydliwymi tajemnicami i grzechami sprzed lat. A wszystko to w niezwykłej scenerii bezkresnych oceanów, podmorskich raf i dalekich lądów.
Trzeba przyznać, że reżyser, który za cel postawił sobie zrealizowanie opowieści o odkrywcy oceanów, te ostatnie sportretował w zachwycający sposób. „Odyseja” to dopracowany - jeśli chodzi o zdjęcia – film, który pokazuje – co bardzo ciekawe – jak niewielkimi możliwościami w porównaniu z dzisiejszymi, dysponowali morscy eksploatatorzy w środkowych dekadach XX wieku. Aż żal serce ściska że Cousteau nie miał w ręku najnowszych kamer HD filmując swoje oceany wtedy, gdy było w nich jeszcze tak wiele życia. Jeśli wierzyć filmowi dziś oglądając filmy National Geographic zachwycamy się namiastką tego, co żyło w oceanach. Daje o tym pojęcie niesamowicie sugestywna scena próby pokazania swej młodej towarzyszce przez Philippe pełnej życia jaskini, do której w dzieciństwie zabrał go ojciec. Po feerii barw, kształtów i niezliczonych gatunków ryb pozostała jedna zagubiona rybka widoczna na tle wpadającego do podwodnej jaskini nieba niczym samotny wyrzut sumienia człowieka który doprowadził do takiego stanu.
No właśnie, z „Odysei” pamięta się momenty. I jeśli film zachwyca, bo pokazuje, że spełnianie marzeń to całkiem realna alternatywa na życie, to jako opowieść o Człowieku raczej zawodzi. Tak naprawdę do końca nie został wygrany żaden wątek – ani przyczyna rozpadu związku Simone i Jacquesa ani konflikt między pupilem Cousteau a jego synem, relacja braci czy matkowanie członkom załogi prze Simone. Najwięcej prawdy ma w sobie watek buntu Philippe przeciwko rodzicowi i szukania własnej drogim, ale i temu brakuje naprawdę mocnych (poza pyskówkami i sprzeciwom na pokaz) akcentów. Szkoda, że film nie został opowiedziany przez osobę żony Cousteau Simone, której patrzenie na świat i ludzi których kocha mogłoby pogłębić trochę kulejący psychologizm. Powstał film piękny, ale dość sztampowy, nie pozostawiający w widzu żadnych pytań nad którymi chciałby się pochylić. A przed wszystkim nie odpowiadający na pytanie skąd w odkrywcy tyle pasji i nie zarażający widza jego miłością do przyrody.
ASPEKTY TECHNICZNE
Kolory jak się można spodziewać piękne. Błękit nieba, szmaragdowy odcień zieleni oceanów i biel nadmorskich skał są starannie wyważone, nasycone, ale bez zbytniej przesady. Spora widoczność detali nawet w scenach ciemnych czy podmorskich. Cudownie wypadają promienie słońca przecinające morskie głębiny.
Dźwięk mocno dookólny wydobywający specyficzny odgłos życia oceanów: odgłosy wydawane przez ryby i ssaki, plusk wody, szum morskich fal podczas burzy. Mocniej zabrzmi szmer bąbelków powietrza ulatujących z aparatów tlenowych i odgłosy ataków1) rekinów uderzających o ochronne bariery. Akcyjny akcent ma wypadek awionetki uderzającej kadłubem w morską taflę.
BONUSY
Wydanie z książeczką. |