Ninja staje się Casey, mistrz walk wschodu mieszkający w Japonii. Pewnego dnia znajduje on zamordowaną w brutalny sposób swą ciężarną żonę Namiko. Casey rozpoczyna szukanie winnych, ale sprawa jest bardzo zawikłana. Na ich trop wpada badając śmierć swego dawnego ucznia, który zginął w identyczny sposób. Ślady wiodą przez Bangkok do Myanmaru (dawnej Birmy), a konkretnie do jednego z tamtejszych bossów kartelu narkotykowego, Goro.
Powyższa fabuła nie może, rzecz jasna, nikogo rzucić na kolana (to klasyczny film o zemście, z jednym jedynym wątkiem wiodącym), ale twórcy zdawali sobie chyba z tego sprawę, skupiając się nie na psychologii postaci, ani na logice wydarzeń, ale na scenach walk. I dla tych ostatnich warto obraz Isaaca Florentine’a zobaczyć – nie eksperymentowano ze zdjęciami, dziwnymi kątami kamery, szybkim montażem, stawiając na klasyczne, dość wysmakowane ujęcia, które nadają rytm całemu filmowi. Miłośnicy takich produkcji na pewno nie zawiodą się sięgając po „Ninja: Cień łzy”.
Jan |