Penny Chenery to postać prawdziwa, kobieta, która była objawieniem i szokiem dla znawców końskich wyścigów (możemy ją zresztą wypatrzyć w jednej ze scen finałowych). Gospodyni domowa, bez żadnej wiedzy na temat stajni, koni i wyścigów, odziedziczyła po ojcu niewielką hodowlę i, wbrew radom mężczyzn zajmujących się tym biznesem profesjonalnie, zaczęła przygotowywać do wyścigów rumaka zwanego Secretariat. Pomagał jej ekscentryczny trener Lucien Laurin. Secretariat wygrał Potrójną Koronę (trzy najważniejsze biegi dla trzylatków), a potem ustanawiał rekordy na prawie każdym torze, na którym się pojawił!
Film porównywano do „Niepokonanego Seabiscuita”, ale niepotrzebnie – to nie ta klasa. Zupełnie inna skala przedsięwzięcia, inny poziom aktorstwa, inne emocje. I klimat też inny – „Niezwyciężony Secretariat” to kino zmierzające w stronę familijnego, z kilkoma przerysowanymi postaciami (dżokej będący w nieustannym konflikcie z trenerem, czy sam trener – w tej roli błaznujący John Malkovich), wstawkami humorystycznymi i bardzo wyraźnie zaznaczonym, naszkicowanym grubą krechą konfliktem: silna kobieta kontra podli faceci. Trzeba jednak przyznać, że jest w nim parę scen perełek, co nietrudno zgadnąć – tych związanych z gonitwami, sfilmowanymi bardzo dynamicznie i zaskakująco, jak ta, w której na starcie najważniejszej gonitwy wyciszają się wszystkie głosy i słychać tylko oddech Secretariata.
To typowa sympatyczna disneyowska produkcja, z wszystkimi zaletami i wadami wyrobów pochodzących z tego studia.
ASPEKTY TECHNICZNE
Dźwiękowe atrakcje wypadają perfekcyjnie jak sam bohater filmu, bo sposób zapisu dźwięku wykorzystuje bardzo dobrze potencjał systemu Dolby Digital 5.1. Głośniki nie próżnują przez cały film (w tyłach w sekwencjach wieczornych cykają świerszcze, a w porannych śpiewają ptaki), ale oczywiście najlepiej wypadły sceny wyścigów. Aż się w nich gotuje: gdzieś z tyłów słychać trzask otwieranych boksów, dźwięk dzwonka, zdyszane oddechy jeźdźców, rżenie, parskanie i ciężki oddech koni oraz aplauz tłumu (z wyraźnie słyszalnymi pojedynczymi krzykami fanów) na zmianę z głosem rozentuzjazmowanego spikera. Głęboki, dudniący tętent kopyt uderzających o rozbryzgującą się murawę toru wspomagany przez subwoofer zdaje się dochodzić z bardzo niska.
Pozawyścigowe odgłosy nie mają takiej mocy i są skoncentrowane z przodu, aczkolwiek trafia się sporo pojedynczych ciekawych rodzynków. A to basowy, przeciągły grzmot burzy (scena po przegranym wyścigu), a to słyszalne kolejno w tyłach dudnienie kopyt podczas treningu koni (galop Shama czy cwał Secretariata we mgle), dzięki któremu ma się wrażenie, że od biegnących centymetry od naszej głowy koni oberwie nam się zaraz kopytem.
Świetne standardy w ścieżce muzycznej – trochę soulu, trochę gospel, tło muzyczne intensywne i ilustracyjne.
Obraz jest w miarę ostry i świetnie skontrastowany (w ujęciach pod światło widać poszczególne pyłki traw wirujące w powietrzu). Kolory, że palce lizać: ciepły, mieniący się kasztanowy brąz końskiej sierści koresponduje z pstrokatymi lśniącymi jedwabiami strojów dżokejów. Większość scen w tonacjach pastelowych sepii i pogodnych odcieniach jesienno-złotego babiego lata. W pierwszych sekwencjach owa intensywność odbija się na twarzy Penny, która przybiera podejrzanie marchewkowy koloryt. Z usterek tylko leciutkie falowania krawędzi (barierki).
BONUSY
Materiały tłumaczone. Z krótszych to standardowe materiały promocyjne z ofertą dystrybutora, kilka zwiastunów, teledysk i trzy sceny niewykorzystane z komentarzem reżysera (lub bez), które nie wnoszą (oprócz jednej) wiele nowego do fabuły filmu. Ta jedna – „Gratulacje” mogła się znaleźć w filmie bez szkody dla rytmu montażu.
To głównie autentyczne zapisy wyścigów z lat 70., w których królował Secretariat (faktycznie przyspieszał tak, że szczęka opada), czynią „Heart Of Chamion” (14 min) bardzo ciekawym materiałem. Sporo o samym bohaterze filmu: o jego idealnej prezencji (pozował, gdy tylko usłyszał migawkę aparatu), mocnym charakterze, nawykach (gdy przegrywał, stawał w kącie boksu i przeżywał klęskę w samotności) i osobowości, a bywał niezłym figlarzem, który potrafił podkraść to i owo, by przegonić opiekuna po wybiegu. A usłyszymy o nim m.in. z ust wciąż charyzmatycznej Penny Chenery.
Jan / veroika
Premiera DVD: 4.03.2011 |
Opinie użytkowników (1)
Roxana 2012-14-04 13:59 Odpowiedz
Ten film jest piękny ... Popłakałam się z tego względu , bo ten film ma w sobie prawdziwe uczucia , które kryje koń tak jak i jeździec , trener oraz właśćicielka . Kiedy wybrali Sekretariata na swojego konia to trener był pewny , że to właśnie on bedzie najlepszy . Moja ocena tego filmu jest nie do zroumienia ponieważ nie wiem jak to określić . Ten film napewno pokochało dużo osób , które kochaja zwierzeta a zwłaszcza konie. I to by było na tyle ... Dziękuje :)