Tytułowa (w oryginalnej wersji) Cate McCall to prawniczka, która na skutek uzależnienia od alkoholu straciła licencję, a także prawo do opieki nad córką. Pozbierała się jednak, wyszła na prostą i próbuje ułożyć sobie życie. Pomóc ma jej w tym wygrana w procesie (dostała warunkową licencję) kobiety oskarżonej o morderstwo. Okazuje się jednak, że sprawa wcale nie jest taka prosta, jak się Cate wydawało, a prywatne śledztwo może ściągnąć na nią nie lada niebezpieczeństwo…
To dramat sądowy połączony z kryminalnym dreszczowcem, w którym ze standardowych elementów (adwokat z problemami osobistymi, podobna sprawa sprzed lat, z którą główna bohaterka sobie nie poradziła) ułożono całkiem ciekawą łamigłówkę, momentami trzymającą w przyzwoitym napięciu. Do tego dodać trzeba jeszcze solidne aktorstwo (Kate Beckinsale w roli Cate wypadła bardzo wiarygodnie) i niezłe zdjęcia: wyszedł film przypominający nieco klimatem „Prawnika z lincolna”, który z pewnością znajdzie swoich fanów.
ASPEKTY TECHNICZNE
To, że film można zaklasyfikować bliżej thrillera niż obyczaju to również zasługa muzyki skomponowanej przez Petera Nashela, bardzo ekspresyjnej, ale nastrojowej z sugestywnymi Petera Nashela, bardzo ekspresyjnej, ale nastrojowej z sugestywnymi motywami gitary. Sama ścieżka dźwiękowa ma niewiele poweru, jakąś większą przestrzenność możemy jedynie zasmakować w scenach na lotnisku, tych związanych z wypadkiem samochodowym, zatrzymaniem przez policję czy w scenach burzy, gdzie w tyłach huczy deszcz.
Obraz wyraźny z ładnymi, choć stonowanymi kolorami oscylującymi wokół szarości i błękitów oraz beżów i brązów. W wielu scenach zbliżeń wyłowimy zarówno pojedynczy włos, cienką zmarszczkę, tatuaż czy plamy wątrobowe. Nie ma problemu z ostrością i kontrastem. Troszkę szemrania tła.
BONUSY
Zwiastuny.
Jan/Veroika |