Oto cały Henry – dziesięcioletni syn lewicującej feministki, który począł się w wyniku sztucznego zapłodnienia. Przyszło mu żyć w dziwnym świecie, bez mężczyzn, a matka, Patricia, nie chce zdradzić synowi, kto był dawcą nasienia. Henry zaczyna więc szukać na własną rękę. I znajduje podobne sobie dziwo, Audrey – dziewczynka jest wychowywana przez samotnego profesora O’Harę, który za wszelką cenę stara się wyeliminować z jej życia podziały na męskie i żeńskie, głosząc idealną równość płci. Audrey nie jest bynajmniej z tego powodu szczęśliwa i coraz bardziej oddala się od ojca. Tymczasem Henry, po zaskakującym wyznaniu jego dziadka Stana, zaczyna żywić przekonanie, że to właśnie profesor może być zaginionym ojcem…
Mamy tutaj do czynienia z podszytą czarnym humorem (śmierć matki i braci Patricii) opowieścią, która miała być satyrą na amerykańskie multikulti zalane ideami rodem z New age. To, co miało być jednak komedią, dość szybko staje się, chyba wbrew zamierzeniom twórców, ponurą historią o próbie połączenia dwóch dysfunkcyjnych rodzin i o poszukiwaniach ojca prowadzonych przez chłopca żyjącego w sfeminizowanym świecie. Morał płynący z „Nieprzeciętnego Henry’ego” brzmi, chyba troszkę też wbrew twórcom, że jednak tradycyjny model rodziny sprawdza się najlepiej. Film zwraca uwagę bardzo dobrym aktorstwem, zwłaszcza odtwórców ról dziecięcych, a także solidnymi dialogami, scenariusz i bohaterowie są jednak na tyle dziwaczni, że nie każdy ich „kupi”.
ASPEKTY TECHNICZNE
Wbrew pozorom w tym obyczajowym z ducha filmie troszkę się dzieje, a może i dzięki temu, że poczynania tak nieprzeciętnych postaci muszą mieć odpowiednio mocną i sugestywną oprawę dźwiękową. Jeśli więc rozpętuje się burza to porządna, z mocnymi tyłami, a w nich z bardzo konkretnymi wyładowaniami atmosferycznymi: grzmotem piorunów i sykiem błyskawic. Jeśli pada deszcz to megarzęsisty, w którym szum kropli podbijany jest jeszcze furkotem tysięcy malutkich karteczek odrywanych ze ścian profesorskiego pokoju. Jeśli jesteśmy na karuzeli to jej zgrzyt przyprawia o ciarki a jeśli Henry czyta manifest to jego głos ładnie przechodzi z od jednego głośnika po drugi sprawiając wrażeni jakby czytał odezwę ONZ. Sporo w filmie bardzo różnej i bardzo dobrej muzyki od jazzu i bluesa po elektronikę, która efektownie buduje atmosferę.
Film to bardzo kolorowy, ze specyficzną, troszkę bajkową, a troszkę sentymentalną kolorystyką jakby z lat 70. Sporo słonecznych barw lub takich rozjaśnionych światłem dnia, a przez to jaskrawych: zieleni, żółci, czerwieni, rudości (włosy Audrey). Z błędów transferu tylko nieliczne zafalowanie krawędzi, ale generalnie obraz ma zbyt miękkie kontury zwłaszcza w pierwszej połowie.
BONUSY
Zwiastuny.
Jan/veroika |