Pierwszym z nich jest Henry Thomas, którego pamiętamy jako przyjaciela ET, drugim jest Lothaire Bluteau, aktor takich mistrzów kina jak Agnieszka Holland i Bruce Beresford. Fakt, iż wylądowali w takim dziełku, jest co najmniej dołujący.
„Nie patrz w górę” to bowiem horror z gatunku tych najmniej intrygujących, w których możemy pomylić się tylko co do jednego: co do liczby krwawych ofiar. Zjawy w nich występujące zdają się mieć – przynajmniej w odczuciu człeka logicznego – kuku na muniu. Zabijają bez ładu i składu, kogo popadnie... Reżyser wykłada kawę na ławę i to w pięciu pierwszych minutach, mając nadzieję, że potencjalnych widzów zatrzyma widokiem posoki. Potem nie zajmuje nas niczym intrygującym, serwując gore w dużej dawce, a gdy przychodzi do rozwiązania tajemnicy, okazuje się ona co najmniej żałosna.
Szkoda, że reżyser założył sobie, iż film robi dla takiej niewymagającej grupy odbiorców. Szkoda, wszak motyw paktu z diabłem, o którym mowa w „Nie patrz w górę”, można wykorzystać w bardziej twórczo-artystyczny sposób („Dziecko Rosemary”). A sama historia miała jakiś potencjał. Oto młody reżyser przyjeżdża z ekipą filmowców do Transylwanii, by nakręcić remake nigdy niedokończonego z powodu śmierci twórców filmu z lat 30. Na planie zaczynają się dziać straszne rzeczy: giną ludzie, a na nakręconym materiale pojawiają się dziwne zjawy. W aktorkę grającą legendarną zamordowaną Cygankę wchodzi duch zamordowanej. Piękna historia, z której taki Alejandro Amenabar („Inni”) zrobiłby być może stylowy gotycki thriller. Ze strachem w środku! A nie komputerowymi efektami specjalnymi na poziomie uczniaka (muchy).
ASPEKTY TECHNICZNE
Tu nas dopieszczono! Twórcy bowiem postanowili niedociągnięcia fabuły zrównoważyć bogactwem ścieżki dźwiękowej. Głośniki żyją więc własnym życiem, bo żadnej minuty filmu nie pozostawiono niemej. Z tyłów sączy się dźwiękowa magma złożona z pomruków, poszeptów, jęków, szlochów i krzyków. Scenom śmierci jednych delikwentów towarzyszy bzyczenie roju much, innym mocne odgłosy stosowne do sposobu zadawania śmierci: trzask posadzki rozbijanej przez przygniatający człowieka ciężki reflektor czy łoskot łamiącej się pod ciężarem ofiary balustrady.
Obraz raczej porządny, bez zakłóceń i błędów transferu (oprócz falowania krawędzi – drabiny, rusztowania, poręcze). Kontrast tylko w kilku sekwencjach gubi głębokość. W scenach współczesnych dominują kolory podstawowe, czerwienie, żółcie, zielenie. Przedwojenne sekwencje filmowe w odcieniu ciemnej sepii. Te zamierzchłe z kolei w ciepłych beżach. Czerń chwilami traci swą bezdenność.
BONUSY
13 zwiastunów.
veroika |