Alex i jego narzeczona Kim mieszkają w remontowanej przez siebie ponadstuletniej wiktoriańskiej willi, w której w XIX wieku rozegrały się dramatyczne i tajemnicze wydarzenia. Dołącza do nich Sally, córka Alexa z poprzedniego małżeństwa. Dziewczynka nie darzy Kim sympatią, między nimi toczy się rywalizacja. Zwiedzając posiadłość, Sally trafia do ukrytej piwnicy i słyszy wołanie o pomoc, ale głosy nie należą do istot żywych. Nieświadomie dziewczynka uwalnia drzemiące pod ziemią od dziesiątków lat zło.
Dopieszczona, cudownie wysmakowana scenografia – wnętrza domu to efekt 14 tygodni pracy – i nastrojowe, pełne gry światła i koloru zdjęcia nie pomogły filmowi w uzyskaniu efektu w postaci dreszczu strachu wstrząsającego widzem. To znaczy strach, a i owszem, odczuwamy do pewnego momentu, ale kiedy na scenę wychodzą krwiożercze gnomy przedstawione w całej okazałości swych drobnych ciałek, siła ciężkości filmu przesuwa się lekko w stronę zabawowości. Nie bez racji w tym wypadku jest stwierdzenie, że najstraszniejsze jest to, czego nie widać. W „Nie bój się ciemności” to dopowiedzenie sprawia, że film oscyluje wokół opowieści w rodzaju baśni braci Grimm, strasznych i ponurych, ale niebudzących autentycznej, żywej grozy. Kto zatem spodziewa się thrillera w czystej postaci (na przykład ja, lubiąca takie staroświeckie dreszczydła), ten się zawiedzie. Racjonaliści, którzy nie poddają się konwencjom horroru, też lekko pocierpią, no bo jak tu nie zżymać się na ewidentną głupotę i ślepotę dorosłych, pozostawiających „zagrożone” dziecko samo w pokoju. No ale jeśli Troy Nixey, z zawodu rysownik komiksów, chciał tę opowieść z pogranicza horroru i fantasy przeznaczyć dla nastoletniego widza, osiągnął cel. Czy o osiągnięcie takiego właśnie celu chodziło Guillermowi del Toro, scenarzyście i producentowi filmu, trudno wyrokować. Ocenę filmu mocno podnosi ogólne wrażenie, a i budowanie napięcia odbywa się z zachowaniem reguł gatunku. Nie bez znaczenia są całkiem niezłe role, zwłaszcza małej Bailee Madison jako Sally i dziwacznie (po licho?) ucharakteryzowanego Guya Pearce’a (Alex), którego zawsze miło obejrzeć.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz perełka! Zresztą z taką scenografią można potem robić cuda. Transfer wydobył piękno kadrów, takich z rodzaju aksamitnych, w których zarysy i krawędzie tylko jednym tonem odróżniają się od tych obok lub w tle. Sporo ciemnych tonacji kolorystycznych, ale tak umiejętnie oświetlonych, że blask (słoneczny czy sztuczny) wydobywa z nich głębię. Mahoniowe brązy, szkarłatne czerwienie muśnięte słoneczną żółcią nabierają zupełnie innego tonu. Sporo w filmie kolorowych witraży i ujęć z kręcącą się pozytywką, rzucającą na pokój blask. W świetle dziennym pięknie wyglądają zielone zakamarki ogrodu z unoszącymi się w nim pyłkami kwiatowymi dookoła.
Horrorowość bardzo ciekawej ścieżki dźwiękowej nie została w pełni oddana. Wszelkie szepty, pogłosy, chrzęsty, wrzaski i piski, które wydają gnomy, dopadają nas raczej z frontów. W tyłach zagościła muzyka i dosyć subtelne, jak na horror, odgłosy tła. Ciekawy jest pod tym kątem prolog, kiedy gruchotanie czaszki młodej służącej kończy się rozsypaniem się pojedynczo po posadzce wyrąbanych na żywca zębów.
BONUSY
Tłumaczone. Poza zwiastunami jest krótki materiał zakulisowy (4 min) z fragmentami filmu, migawkami z planu i wypowiedziami twórców. Te ostatnie w całej krasie są prezentowane w wywiadach z Katie Holmes i Guillermo del Toro. Del Toro wspomina o pierwowzorze filmu z lat 70., o poszukiwaniu jego scenarzysty, o specyfice pracy z dzieckiem i o wyborze na reżysera Troya Nixeya, po przysłaniu mu przez niego paru kadrów z jego krótkometrażówki. Del Toro wspomina o tym, że zrobiłby parę rzeczy (elementy scenografii – biblioteka, dom) inaczej, ale jako producent nie powinien się wtrącać. W każdym razie, jak deklaruje, jest zadowolony z kształtu filmu, którego wyprodukowanie w takiej formie zajęło niemal 16 lat. Ostatni bonus to reportaż z planu (6 min), w którym zobaczymy budowę scenografii – oczywiście w przyspieszonym tempie.
itk / veroika
Premiera DVD: 19.01.2012
KONKURS
|