Znakomity reżyser John Chester wraz z żoną Molly muszą opuścić swoje małe mieszkanko w Los Angeles. Wszystko za sprawą ukochanego psa Todda, którego szczekanie drażni sąsiadów. Chesterowie traktują swoje wygnanie jako pretekst do realizacji marzenia o własnej farmie, funkcjonującej w zgodzie z prawami natury. 80 hektarów ziemi w upalnej Kalifornii staje się odtąd ich nowym domem. Z pomocą przyjaciół i zapaleńców z całego świata, Jack i Molly realizują wyjątkowy projekt: 10 tysięcy drzew, ponad 200 rodzajów upraw i dziesiątki gatunków zwierząt żyjących w zgodzie ze sobą i swoją naturą, a wszystko to bez udziału szkodliwej chemii i bezdusznej technologii.
Tyle streszczenie i zdawać by się mogło, że jest to na pozór bajkowa opowieść o tym jak to mieszczuchy postanowiły uciec w naturę i żyły tam długo i szczęsliwie. Nic bardziej mylnego! Momenty szczęścia a i owszem zdarzają, ale na jakikolwiek spokój muszą sobie bardzo ciężki zapracować. Bohaterowie to para sympatycznych ludzi, którzy jednak poza pasją i marzeniami nie mają ani doświadczenia ani wiedzy, Wszystkiego uczą się z książek i Internetu, ale na szczęście zyskują doświadczonego guru sadownictwa, który prowadzi ich przez pierwsze najtrudniejsze miesiące. On zna naturę i potrafi przewidywać pewne rzeczy, to na przykład ze ona sama zacznie im (i sobie) pomagać dopiero za… 7 lat. W tym filmie pięknie pokazano pewna prawidłowość natury, która staje się widoczna, gdy zaczynamy na nią uważnie patrzeć! Natura sama się naprawia i wystarczy jej to ułatwić, bo choroba i lekarstwo są dziadują ze sobą. Wszystko wzajemnie się równoważy i uzupełnia. Bohaterowie filmu zaczynają widzieć ta sieć połączeń wtedy, gdy dojrzeją do uważności. Brzmi to cokolwiek new age'owo, ale na szczęście film ogląda się jak psychologiczny thriller. Trzymamy kciuki z bohaterów sekundujemy ich poczynaniom i czujemy, kiedy ponoszą klęskę i kiedy się po niej podnoszą. Film jest przepiękny wizualnie i wzbudza masę emocji, zwłaszcza u nieobojętnych na los Ziemi, bo przecież to tradycyjne gospodarstwo, którego wzloty i upadki obserwujemy jest tak naprawdę mikroskopijnym obrazem naszej planety. |