„Na drodze do szczęścia” to typowe amerykańskie kino drogi, ale ekscytujących przygód raczej nie należy się po nim spodziewać. Tym razem syn (po raz kolejny przed kamerą, po raz kolejny w przeciętnej kreacji, Justin Timberlake) wyrusza po ojca (Jeff Bridges), z którym przed laty urwał mu się kontakt, by przywieźć go do matki (Mary Steenburgen) czekającej w szpitalu na operację serca. Ojciec, legenda bejsbolu, okazuje się miłym i dowcipnym człowiekiem, który z miejsca podbija serce syna i jego dziewczyny i, co najważniejsze, wyrusza z nimi w drogę. Niestety, od samego początku sprawia kłopoty.
Na pewno dużym atutem filmu jest obecność Jeffa Bridgesa, którego notowania mocno podbił ostatnio Oscar z 2010 r. Tu jednak nie trzeba było się za bardzo wysilać. Głównym zadaniem aktora jest bowiem granie uroczego (co mu na pewno wychodzi nieźle), ale kłopotliwego tatusia, który prowadzi z synem gadkę szmatkę. Timberlake, który też ma niewiele do pogrania (jego bohater ma kłopoty z ojcem, karierą sportową i dziewczyną), wypadł bledziutko i gdyby nie nazwisko – zapewne kolejny wabik obrazu Michaela Mereditha – można by spytać, dlaczego zagrał właśnie on.
Treść filmu wypełniona jest bajaniami o pojednaniu, obowiązkowymi sprzeczkami, rozstaniami i powrotami – emocji w tym niewiele, prawdy psychologicznej również. Oferta raczej dla wielbicieli Jeffa Bridgesa niż naprawdę dobrego i mającego coś do powiedzenia kina.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obraz jest poprawny, a jedyny mankament stanowi trochę nienaturalny kolor twarzy aktorów, chwilami zbyt różowy. Ale kolory są dobre, intensywne, szczegóły widać dobrze, nawet w ciemnym wnętrzu samochodu w ujęciach nocnych sylwetki ludzi rysują się wyraźnie, choć o perfekcji mowy nie ma. Ostrość przyzwoita.
Dźwięk w Dolby Digital 5.1. Na ścieżkę składają się głównie dialogi, muzyczka i ograniczone do minimum odgłosy akcji.
BONUSY
Cztery zwiastuny.
Jan / ren
Premiera DVD: 10.02.2011