Nemo Nobody budzi się w 2092 r. jako 120-letni starzec i jak się okazuje – ostatni śmiertelnik na padole nieśmiertelnych Ziemian, którym na życie wieczne pozwoliły osiągnięcia nauki. Jako swego rodzaju biologiczne dziwadło, mężczyzna zostaje umieszczony w szpitalu pod obserwacją, gdzie przed lekarzem, a potem dziennikarzem, snuje opowieść na temat swojego życia. Ba, ale czy wszystko, o czym opowiada, jest prawdą?
Nic w obrazie belgijskiego reżysera Jaco Van Dormaela nie jest oczywiste. Wiele wydarzeń opisanych przez Nobody’ego okazuje się fikcją, wymysłem zdradliwej pamięci, przeinaczeniem. Co więcej, każdy z etapów życia Nema ma alternatywne wersje. Np. jako dziecko zmuszony był do wyboru jednego z rozwodzących się rodziców (mógł wyjechać z matką lub pozostać z ojcem), wkraczając w dorosłość, musiał zadecydować, z którą dziewczyną się związać, itd.
W ślad za tymi wariantami akcja filmu rozgrywa się w różnych wymiarach czasowo-przestrzennych, z których ostatni oznacza epokę podboju Marsa. Przy wysokim budżecie dało to okazję do realizacji scen imponujących pod względem wizualnym, szczególnie tych o charakterze science fiction, ale i tak najważniejsza jest refleksja nad życiowymi wyborami, ubarwiona dygresjami natury filozoficznej. Dla przeciętnego kinomana rzecz może okazać się nieco przyciężka, przeładowana różnymi teoriami i za długa, ale poszukujący w filmie czegoś więcej niźli błahej rozrywki mogą tu znaleźć sporo inspiracji do przemyśleń nad naturą ludzkiej egzystencji.
ren |