Przypadkowo ma okazję uratować ją od napaści pijanego barona, który wyrzuca mu jego polskie korzenie, co tak rozsierdza hrabiego, że wyzywa go na pojedynek. Piękna panna widząc to odrzuca jego zaloty. Znika, a hrabia gubi jej trop, ale po pewnym czasie okazuje się, że jest ona Polką i mieszka w majątku, który należy do jego polskiej babki. Hrabia postanawia jechać za nią, nawet nie spodziewając się, że w tych okolicznościach to właśnie jego pruskie pochodzenie będzie hańbiące.
Nie będę chyba odosobniona, twierdząc, że „Między ustami a brzegiem pucharu” jest jedną z nielicznych ekranizacji literackich, które pomimo że niewiele zachowały z oryginału literackiego, zyskały autonomiczną jakby wartość. Jest nią świeżość, élan vital i wdzięk, jakie cechuje film Kuźmińskiego, którego inaczej niż u Rodziewiczówny nie przesłoniły patriotyczne „temaczydła”. Nasycony radosnym erotyzmem film przypomina chwilami tytuły z różowej serii. Sporo tu frywolnej nagości, pięknych ciał, nieskrępowanego zachowania typowego dla findesieclowych klimatów. Film ogląda się z olbrzymią dozą przyjemności. Sprzyja takiemu nastawieniu na pewno wybór nieżyjącego już niestety Jacka Chmielnika do roli Wentzla. W postać bawidamka i berlińskiego donżuana włożył całą swą energię i radość stanowiącą niejako jego firmową wizytówkę. Przeciwwagą jest kreacja zjawiskowo pięknej Katarzyny Gniewkowskiej jako Jadwigi, pełnej dystansu i dumy, ale i wewnętrznego ognia. Grzechem byłoby nie dodać, że całą galerię znakomitych ról tworzą aktorzy drugoplanowi, z rewelacyjnym Henrykiem Bistą w roli kamerdynera hrabiego, który musi wyplątywać go z różnych związanych z białogłowami opresji, a czasem go w nie wpędza.
Film ukazuje się w cyklu „Słynne polskie filmy”.
ASPEKTY TECHNICZNE
Obrazowi niestety daleko do jakościowego mistrzostwa świata. Za dużo w nim analogowych śladów przeszłości, by ocenić go jakkolwiek pozytywnie. A jest tego cała paleta – od włosów, rysów, brudów, kontrolek taśmy po plamy, kropy i zacieki. Kolory wypłowiałe, stonowane i rozbielone. Trudno ocenić ostrość, bo autor przepięknych zdjęć do filmu Tomasz Tarasin ewidentnie użył mocnych filtrów (wcześniej zastosował je też ze świetnym skutkiem w ekranizacji powieści „Nad Niemnem”), które sprawiły, że obraz oglądany jakby przez cienką gazę jest pełen poświaty. Kontrast kiepskawy głównie w scenach nocnych (berlińska ulica, zaplecze kabaretów, las w Mariampolu).
Muzyka Piotra Marczewskiego z figlarnym motywem przewodnim świetnie ilustruje klimat filmu, niestety doleci tylko z przodów. Poza nią słychać lekkie szumy, które na szczęście nie zakłócają dialogów.
BONUSY
Nic.
veroika |
Opinie użytkowników (1)
Mafa 2023-07-05 23:00 Odpowiedz
B.db