Arthur Bishop w kręgach wtajemniczonych uważany jest za najskuteczniejszego zawodowego eliminatora na świecie. Jego ofiary znikają bez śladu, a okoliczności zawsze wskazują na nieszczęśliwy wypadek. Po latach „kariery” Bishop postanawia zerwać z krwawą przeszłością, by zacząć nowe życie u boku ukochanej kobiety. Niestety w jego branży nie przewiduje się wcześniejszych emerytur. Największy wróg Bishopa znów daje znać o sobie. Uprowadza jego ukochaną i wyznacza za jej życie cenę. Kobieta przeżyje, jeśli Bishop wykona trzy niemal niewykonalne zlecenia w różnych częściach świata. Plan genialny w swej prostocie. Ale Bishop nie lubi być częścią cudzych planów.
Coraz wybredniejszego widza filmów akcji coraz trudniej czymś zaskoczyć. Ale od razu uspakajamy: w „Mechaniku: konfrontacji” to się udało. Choreografia walk to majstersztyk, w którym wykorzystuje się wszelakie narzędzia i rekwizyty jako broń, a robione jest to z pomysłem i ma świetne tempo. Perełka są sceny zleconych zabójstw, tych które Bishop wykonać musi tak by wyglądały na wypadki, finezyjnie wykonane jeśli można tak rzec wspomniawszy chociażby o spektakularnym wysadzeniu wiszącego na drapaczu chmur basenu. To, co wyprawia Bishop zapiera dech w piersiach nie tylko cierpiącemu na agorafobię. Oczywiście, że to mamy do czynienia z lekkim naciąganiem fabuły ot choć nadużycie czasowe: samo robienie szkiców miejsca akcji przez Bishopa zabrałoby mu trzy razy więcej czasu niż ma to przewidziane w fabule, ale to już doprawdy nieistotny szczegół. Wybaczamy to tym bardziej że Statham gra Bishopa z nieustającym wdziękiem i charyzmą, która zwłaszcza kobietom bardzo przypada do gustu. Na wysokości zadania stanął lekko przerysowujący swego bohatera Tommy Lee Jones, za to czarny charakter Crain jest mocno papierowy.
Niestety „Mechanik; konfrontacja” przekonał mnie również że Jessika Albę jest aktorką którą i tak za wysoko ceniłam. Jako Gina prezentuje się poniżej średniej. Po postaci która jest byłą agentkę, weteranką wojny w Afganistanie, oczekiwałabym przynajmniej porządnej znajomości samoobrony, tymczasem Gina w jej wykonaniu jest bezwolną owieczką o wiecznie zdumionym spojrzeniu. Podsumowując „Mechanik: konfrontacja” to film nieco gorszy od pierwszej części, w której więcej było fabularnej intrygi i tajemnicy, ale nadal warto poświęcić mu wieczór.
ASPEKTY TECHNICZNE
Od początku wiele się dzieje i są to odgłosy dobrze rozseparowane. Brzęk tłuczonych naczyń, odgłosy plaśnięć razów, okrzyki gości w barze w pierwszej sekwencji po łomot rzucanych ciał, trzask rozbijanych mebli i łoskot łańcucha łodzi wyznaczają poziom jakości. Najporządniejsze basy dojdą do nas w „wybuchowych” scenach finałowych, kiedy w powietrze wylatują dwa piękne jachty i jeden więzienny mur. Największe wrażenie robi scena z basenem, w której delikatne z początku pękania szkła kończą się hukiem wylatującej ze szczeliny wody. Odgłosy strzałów to suche i ostre przestrzenne kanonady.
Kolory obrazu raczej naturalne. Na początku obraz ma poświatę, potem jest bardziej naturalny. Dominują egzotyczne barwy: zielenie, błękity, lazury i piaskowe beże. I tak pierwsze – więzienne zabójstwo upływa pod znakiem słonecznych oranżów i brązów, zabójstwo w drapaczu chmur znaczą zimne, granatowe i szare odcienie, a bułgarskie tonie w różnych odcieniach zieleni. Ostrość na tyle dobra, by wyłowić wzrokiem pojedyncze włoski zarostu Stathama, jak i kawałki potłuczonych szyb, czy pajęczynę pękającego szkła.
BONUSY
Wydanie z broszurą. Na płycie oprócz zwiastunów 3 parominutowe wywiady z planu. Jason Statham mówi o dbałości o realizm nawet w najbardziej odjechanych scenach akcji, a Jessica Alba określa Stathama jako obcą istotę, zdolną wykonywać 20 procent normy.
veroika |