„Marley i ja” w reżyserii Davida Frankela był zaskakującym przebojem – nikt chyba nie spodziewał się, że film zarobi ponad 240 milionów dolarów (kosztował 60 milionów). Postanowiono więc nakręcić drugą część (przypomnijmy: jedynka kończy się śmiercią niesfornego psiaka wabiącego się Marley). Prequela wyciąć się nie dało (w jedynce przedstawiono w zasadzie cały żywot tego psiska), ale od czegóż pomysłowość scenarzystów – oto właściciel Marleya wyjeżdża z rodziną na wakacje i musi zostawić komuś psiaka, jeszcze szczeniaka, pod opieką. Pada na jego kuzyna, Bodiego. Bodi traktuje opiekę nad Marleyem bardzo poważnie – to szansa na udowodnienie, że jest odpowiedzialny i zasługuje na własnego psa. Kiedy jednak decyduje się na udział z Marleyem w wielkiej wystawie psiaków, przysparza sobie niemało kłopotów…
Bądźmy szczerzy – nad naciąganym scenariuszem można jedynie skomleć żałośnie… Film niewiele ma z pierwszej części, zarówno jeśli chodzi o charakterystykę postaci (dobrze, że chociaż rasa psa została ta sama), jak i klimat. Tam była komedia obyczajowa z gorzkimi, ale mądrymi wstawkami, tutaj zaserwowano nam tandetne kino familijne z gadającym psem w roli głównej. Chyba w tym przypadku zdrowiej jest wyjść z psem na spacer, niż zasiąść przed telewizorem.
Jan
Ola Winterot 2015-12-06 17:44 Odpowiedz Ja lubię ten film.
Opinie użytkowników (1)
Ola Winterot 2015-12-06 17:44 Odpowiedz
Ja lubię ten film.