Luxtorpeda szturmem wdarła się na polski rynek muzyczny. Zespół po wydaniu dwóch albumów (każdy w edycji dwupłytowej), po dwóch latach działalności doczekał się aż trzech koncertowych DVD/CD: „Przystanek Woodstock 2011”, „Przystanek Woodstock 2012” oraz „Koncert w Stodole”.
Wszystkie trzy koncerty Luxtorpedy, te woodstockowe z 2011 i z 2012 roku (festiwalowy koncert plenerowy) oraz ten ze Stodoły (koncert klubowy), są okazją, żeby je porównać ze sobą i przekonać się, jak zespół potrafi sobie radzić w różnych warunkach.
Sytuacja bezprecedensowa w wypadku rodzimego rynku muzycznego, aby w tak krótkim czasie wydać tyle płyt. Luxtorpeda od momentu, gdy ukazała się jej pierwsza płyta, nieźle namieszała na polskim rynku. Zespół z ogromnym kredytem zaufania u dziennikarzy i fanów, którego jak dotąd udało mu się nie stracić, stał się prawdziwym objawieniem. Dobra passa zespołu trwa, a wydawcy kują żelazo póki gorące, wydając koncerty grupy na DVD. Nie dziwię się.
Wiąże się to z faktem, że Litza na polskim rynku jest osobą-instytucją, która ani razu nie zawiodła i jest gwarantem sukcesu. Żaden zespół, w którym grał Litza od czasu pierwszej płyty Flapjacka, Kazika na Żywo, debiutanckiego albumu Acid Drinkers, nie wywołał tyle zamieszania co Luxtorpeda. Litza zawsze słynął z tego, że czego się dotknie, jak mityczny król Midas potrafi przemienić w złoto.
W każdym projekcie, w którym maczał palce, wykreował odmienny wizerunek sceniczny (poza sceniczna, strój, sposób grania, fryzura). Każdy muzyczny projekt miał mocno odciśnięte piętno swego stwórcy. Nie inaczej jest w wypadku Luxtorpedy, która jest jednym z nielicznych projektów, w których Litza bardzo aktywnie udziela się wokalnie. Po przygodzie z KNŻ bardzo mu brakowało własnego zespołu z prawdziwego zdarzenia. Pozostali muzycy, żeby dać z siebie wszystko, zrezygnowali z dotychczasowych projektów, w których brali udział, co pozytywnie przełożyło się na ich projekt główny – Luxtorpedę.
Oglądając „Koncert w Stodole”, podobnie jak „Przystanek Woodstock 2011”, czuje się bardzo silne emocje i chemię między muzykami.
„Koncert w Stodole” zarejestrowany 9 marca 2012 roku został zagrany przed występem Tanka. Zespół był rok po premierze debiutanckiej „Luxtorpedy”, która szturmem wdarła się do rozgłośni radiowych, i prawie dwa miesiące przed wydaniem drugiej płyty. Dlatego też tego wieczora najwięcej kompozycji pojawiło się właśnie z debiutu plus parę z „Robaków”.
Zanim koncert rozpocznie się na dobre, z głośników w roli intro leci błogo brzmiąca piosenka Presleya, z której zespół płynnie przechodzi w „Jestem głupcem”. Zaraz po nim ze sceny wybrzmiewają kawałki z debiutanckiej płyty grupy: „Od zera”. „Trafiony zatopiony”, „7 razy”, „W ciemności”. Zespół od pierwszych taktów „Raus” rozkręca się na dobre. „Mowa trawa” i „Gdzie ty jesteś?” – tu już grupa gra materiał z „Robaków”. Potem znów mamy powrót do debiutu w postaci przebojowych i nośnych „3000 świń”, „Niezalogowanego” i fenomenalnie zaaranżowanego z pomocą publiczności „Autystycznego”. Jest perfekcyjnie. „Tajne znaki” z „Robaków” w wersji instrumentalnej kończą ten wyjątkowy koncert. Jednak zanim zespół definitywnie rozstanie się z fanami, na sam koniec, jak za czasów Acid Drinkers, Luxtorpeda intonuje „Sunshine Of Your Love”. Cream.
Występ trwający równą godzinę bez paru sekund okazuje się koncertem-lekcją, popisem nie tylko zżycia muzyków, ale eksplozją niepohamowanej energii i wyjątkowej spontaniczności i świeżości. Wystarczy wsłuchać się w pierwsze akordy „Raus” z zespołem skandującym refren, żeby przekonać się, jaka siła drzemie w tej muzyce. Podobnie gdy ze sceny leci „3000 świń”, „Niezalogowany” czy zaśpiewany wspólnie z całą Stodołą „Autystyczny”. Co tu dużo mówić, Luxtorpeda tym sensacyjnym koncertem porwała warszawską publiczność na maksa i pokazała, że jest prawdziwym czarnym koniem rodzimego rocka. To jeden z tych nielicznych koncertów, które mają swój początek, środek, punkt kulminacyjny i koniec. Realizatorom obrazu udało się to uchwycić, pokazując wejście zespołu na scenę, moment rozstania z publicznością i uściski muzyków. „Koncert w Stodole” ukazuje się jako edycja DVD/CD.
ASPEKTY TECHNICZNE
Trzeba przyznać, że realizacja koncertowych DVD w warszawskiej Stodole to był strzał w dziesiątkę. Z wielu koncertowych DVD Metal Mind zrealizowanych w krakowskim studio czy katowickim Teatrze im. Wyspiańskiego te zrealizowane w Stodole, klubie z prawdziwego zdarzenia, okazują się tymi najlepszymi.
„Koncert w Stodole” został naprawdę zawodowo sfilmowany. Oglądamy obraz z kamery pracującej na wysięgniku i tej zainstalowanej przed sceną oraz z paru kamer obecnych na scenie. Płynna praca kamer najeżdżających na zespół, robiących dynamiczne odjazdy, najazdy i panoramujących zespół stojący w szyku nadaje koncertowi niesłychaną dynamikę. Klimatem jest to zbliżone do „The Rolling Stones – W blasku świateł” Martina Scorsese.
Odmienna od innych koncertowych DVD Metal Mind praca kamer na koncercie Luxtorpedy nadaje mu klimat nie odtwórczy, ale uczestnictwa w nim. Spora w tym zasługa zbliżeń twarzy muzyków, ciasnego, wewnętrznego montażu i kamer filmujących zespół wprost od przodu na wysokości sylwetek muzyków i pracujących od lewej do prawej. Do efektu końcowego przyczyniają się celowe przyspieszenia obrazu (jak w „Gladiatorze”) oraz niestandardowy montaż obrazu.
Celowo przytłumiona i monochromatyczna kolorystyka jest zupełnie wyprana z jaskrawych barw. Dominują odcienie brązów, brudnego złocistego i spalonego oliwkowego. Niestety skompresowanie całego materiału wizualnego i dźwiękowego, czyli godzinnego koncertu plus drugie tyle dodatków na płycie jednowarstwowej, odbiło się na jakości. W dynamicznych ujęciach, głównie tych szybkich, lub w scenach, w których pojawiają się ostre światła, obraz bombardują plamy pikseli. Wokół krawędzi obiektów nie można nie zauważyć drżących linii ukośnych i widać spory szum cyfrowy rozprzestrzeniający się na dużych ciemnych tłach.
Dźwięk mamy do wyboru w Dolby Digital 5.1 i Dolby Digital Stereo. Wersja wielokanałowa przestrzenna, ale mimo wysokiego bitrate (448 kbps) i dobrej selektywności można odnieść słuszne wrażenie, że dźwiękowi w tym formacie ewidentnie brak dynamiki i kopa. Jest za cicho nagrany, ale za to dźwięk dobiegający z centralnego jest zrównoważony z tym, co słychać we frontach. Zdecydowanie korzystniejsze wrażenie robi wersja w Dolby Digital Stereo. Dźwięk mimo niższego bitrate jest masywny, selektywny, ma bogatsze i głębsze brzmienie. Jednak najlepszą jakość audio oferuje, co zrozumiałe, płyta CD dołączona do DVD.
BONUSY
Najważniejszy jest „Wywiad z Litzą” (41 min), w którym Robert z entuzjazmem opowiada nie tylko o początkach Luxtorpedy, o tym, jak narodził się zespół, o medialnym odzewie na to, co robi zespół, ale również o swoim kontakcie z rodziną, o codziennej pracy. Wyjaśnia też, dlaczego odszedł z Acid Drinkers i co dla niego znaczy Luxtorpeda. Najważniejsze, że Litza ma bardzo wiele do powiedzenia i to, co mówi, jest interesujące. Poza tym to znakomity marketingowiec, taki polski Steven Spielberg od muzyki.
Drugi jest „Wywiad z Hansem” (12 min), w którym wokalista trochę mniej barwnie niż Litza opowiada o zespole.
Nie lada rarytasem są wideoklipy do „Autystycznego”, „Hymnu”, „Niezalogowanego”, „Wilków dwóch” i „Za wolność”. Każdy zrealizowany w zupełnie innej filmowej stylistyce. Oglądając „Autystycznego”, nie sposób zauważyć, że muzycy są autentycznie ze sobą zżyci i świetnie czują się w swoim towarzystwie. Robi wrażenie sfilmowany w formacie kinowym (2.35:1) z udziałem fanów „Za wolność”, w którym wykorzystano ujęcia rybiego oka, z obiektywów szerokokątnych, zbliżenia i parę ciekawych efektów wizualnych. Niestety, wideoklipy można oglądać, odtwarzając każdy osobno. Brak opcji „graj wszystko” uciążliwy.
Na koniec dyskografia zespołu, aż dwie galerie zdjęć, cztery tapety na komputer (wejście z poziomu DVD-ROM). Zestaw dodatków wzbogaca płyta CD z pełnym zapisem koncertu ze Stodoły.
Marcin Kaniak
|