Film koncentruje się na tym fragmencie jego biografii, kiedy ten walczył o zatwierdzenie przez izbę reprezentantów XIII poprawki do konstytucji stanów zjednoczonych znoszącej niewolnictwo. Dla Europejczyków ten czas to głównie wojna secesyjna, ale tej tutaj niewiele. Przewija się gdzieś na początku, i w środku, ale te najważniejsze mają miejsce w gabinetach, salonach i w kuluarach i są grami i przepychankami słownymi, knowaniami, szantażem, manipulacją i... przekupstwem. Tak, tak kryształowy Lincoln i jego zwolennicy nie należeli do najuczciwszych, a głosy wyborcze kupowali jak wszyscy...za pieniądze i stanowiska. Inną sprawą jest to, że działali w najlepszej wierze o dobrą sprawę. Lincoln jawi się w tym filmie jako mąż stanu umiejący dokonać politycznych wyborów, nie wahający się w obliczu przeciwności, a jednocześnie wcale nie idealny. Momentami ten niezwykle łagodny człowiek o miękkim, wysokim głosie wydaje się tyranem, nie respektującym zdania innych; nie waha się podkreślić swego stanowiska , by zmotywować swych wątpiących podwładnych i współpracowników. To właśnie te jego bardzo normalne odruchy człowieczeństwa: zniecierpliwienie, wybuchy gniewu sprawiają, że nie wydaje nam się…nudny. Taka interpretacja postaci Lincolna to zasługa genialnego Daniela-Day Lewisa, który świetnie wygrał całą gamę emocji prezydenta. I nie oszukujmy się o właśnie dla niego jesteśmy w stanie wytrzymać 2 i pół godziny dialogów, w których przewijają się nazwiska, postacie i wydarzenia, łagodnie mówiąc średnio nam znane. No chyba, że przed obejrzeniem filmu ktoś przestudiował historyczne kulisy amerykańskiej bitwy o XIII poprawkę. Film mocno przegadany, pięknie sfotografowany i dobrze zmontowany, ze świetnymi rolami pierwszo i drugoplanowymi. Dużym minusem jest irytująco łzawa muzyka. Niestety John Williams zaczyna być rozpoznawalny po sporej dawce rzewności w nutach.
ASPEKTY TECHNICZNE
Faktura filmu przypomina fakturę drzeworytu. Ostre krawędzie, specyficzny kontrast i charakterystyczny kolor starego drewna to cechy obrazu w Lincolnie. Perfekcyjnie oświetlają wnętrza snopy światła płynące z okien zamkniętych ramami ciężkich kotar czy ciepłe, atłasowe światło z lamp naftowych wydobywające z mroku twarze i dodające im jeszcze więcej wyrazu. Jedyną usterka transferu jest szemranie tła (płot, altanka) w końcowych już scenach, gdy prezydent rozmawia z generałem Grantem.
Po pierwszym szoku, jakim są bardzo naturalistyczne odgłosy z pola bitwy, gdzie dominuje szum deszczu, plusk wyrywających się w agonii topionych w rzece pokonanych i miękki plask wbijanych w ciało bagnetów, jest już spokojniej. W ścieżce dźwiękowej dominują centralne dialogi, a tych akurat jest multum. W ich tle (dyskretnie rozlokowane w tyłach) przewijają się odgłosy trzasku ognia na kominku, gwaru sali obrad, wiwatów i oklasków czy grzmotu piorunów podczas rozmowy Lincolna z żoną.
BONUSY
Nietłumaczone. Są wśród nich dwa materiały. Pierwszy „The Journey To Lincoln” (9 min) to wspomnienia twórców. Spielberga o tym co zainspirowało go do pracy nad filmem czy Daniela Day-Lewisa opowiadającego o tym że przeczytał chyba wszystko co można było na temat Lincolna, jego sposobu myślenia, formułowania zdań, użycia anegdotek, metafor i odniesień. Biorąc pod uwagę różnorodność tych źródeł Lincoln jawił mu się niczym w filmie „Rashamon”, z każdej strony inny...
Drugi film „Crafting The Past” (10 min) to materiał obrazujący ogrom pracy na planie Lincolna związany z idealnym niemal odwzorowaniem detali historycznych związanych z architekturą, dekoracjami, wystrojem wnętrz czy strojami z epoki. Najciekawsze wypowiedzi dotyczą samego Lincolna i koncepcji jego wyglądu. Lincoln na wszystkich zdjęciach wygląda jakby ubrania na nim wisiały i taki efekt chciały uzyskać kostiumolożki. Wygląda też w filmie na człowieka, na którego obliczu rysują się troski całego kraju toteż jego makijaż nazwano emocjonalnym.
veroika |