Po długich latach przerwy, w których Arnie pojawił się w zasadzie tylko w epizodach, słynny eks-kulturysta powrócił w pierwszoplanowej roli. Uczucia są mieszane, chyba zależne od wieku oglądającego – młodzi niekoniecznie to kupią, starsi z rozmarzeniem pooglądają. „Likwidator” to bowiem film w starym stylu, takie, jakie kręcono nim gwiazdor pożegnał się na jakiś czas z kinem.
Oto niebezpieczny mafioso Cortez ucieka z policyjnego konwoju i zmierza w kierunku meksykańskiej granicy. W miasteczku tuż przed nią oddział jego wiernych siepaczy ma przygotować wszystko, by szef przejechał ku wolności gładko i bezboleśnie. Niestety, ku ich nieszczęściu, w zaspanym miasteczku Sommerton szeryfem jest Ray Owens, a ten nikomu nie popuści… Gangsterzy muszą się zmierzyć ze stróżem prawa i jego kilkoma pomocnikami.
Wiemy, jak się skończy, wiemy, że cedzący słowa przez zęby Owens da komu trzeba wycisk, a jednak film ogląda się z przyjemnością – ma czar i urok kina sprzed epoki CGI, szeryf nie przeskakuje tutaj nad samochodami, nie robi salt w powietrzu, jest zmęczony i wkurzony, woli być efektywny niż efektowny. W USA tego nie kupili, film kariery nie zrobił, zmieniły się widać czasy i superbohaterowie rodem z komiksów wygryźli twardzieli z krwi i kości. A szkoda, to naprawdę porządny kawał kina akcji i przed dwoma dekadami z pewnością były hitem… Starszy fanom Arniego można śmiało polecić.
ASPEKTY TECHNICZNE
Oj tu się dzieje! I to już od pierwszej sceny, w której ciszę nocy wypełnionej jedynie graniem świerszczy dosłownie rozrywa świst „przelatującego” samochodu, który śmiga nam po tyłach, i tak jeszcze w wielu następnych scenach, bo designerski samochód gra do ostatnich scen filmu. Potem już jest tylko lepiej: sceny odbicia więźnia to łoskot łopat helikopterów, wściekły ryk silników, klaksony, syreny samochodów policyjnych oraz strzały z broni maszynowej. Najlepiej ze wszystkich efektów wypadają podbite basami wybuchy: wysadzanego materiałem wybuchowym rozlatujące się drzwi transportera, wybuchy samochodów od eksplozji pocisków granatnika z pięknie rozseparowanymi świstami odrzutu odłamków. Oczywiście wystrzały w czasie batalii w miasteczku brzmią inaczej, bo też mamy do czynienia z różnymi rodzajami broni włącznie z niemieckim karabinem maszynowym. Bardzo ciekawie brzmi ostatnia scena z wyścigiem poprzez pole kukurydziane, gdzie basom mocnych silników aut towarzyszy szmer tratowanych kołami kolb i łodyg wysuszonej kukurydzy.
Kolorystyka obrazu różnorodna. Los Angeles to zimne błękity i granaty policyjnych biur. Położone przy granicy z Meksykiem Sommerton to przyjemne dla oka pustynne beże, sjeny i oranże. Ostrość bardzo dobra. W scenach akcji widać każdy paproch wzbity w powietrze pociskami, każdy odłamek mury czy wgniecenie w lśniących maskach samochodów. Interferencja pojawia się tylko w paru kadrach – w scenach na prowizorycznym moście oraz na budynkach w mieście.
BONUSY
Ciekawe, obszerne i tłumaczone. Poza standardowymi zwiastunami są krótkie wywiady z aktorami, w których mówią sposobie kręcenia filmu (krótkie ujęcia). Arnie zwraca uwagę na filmowanie w polu kukurydzy, które wcale z racji ograniczonego pola widzenia nie było najbezpieczniejsze na świecie. Szczególną gratką jest materiał tematyczny „Muzeum Historii Broni Dinkuma” (10 min), w którym mowa oczywiście o jakże ważnym aspekcie fabuły filmu związanym z bronią. Warto go obejrzeć, bo po pierwsze broń prezentowana jest przez znawców, ludzi którzy ją kochają, a po drugie mamy do czynienia z autentycznymi egzemplarzami broni np. niemieckim karabinem maszynowym z 1916 roku, który dzięki systemowi chłodzenia wodą mógł działać przez 10 godzin bez przerwy, czy też znanym z mnóstwa filmów wojennych Thompsonem z 1928 roku kaliber 45. Drugim ciekawym materiałem już bardziej o charakterze zakulisowym „Nie w moim mieście – na planie „Likwidatora””. (27 min) opowiadający o specyfice pracy z nieznającym języka angielskiego reżyserem, którego właściwie ”czytało” się na migi, co bywało dosyć surrealistyczne. Sam zainteresowany wyjaśnia, że nie chciał zrobić ze Schwarzneggerem kolejnego Terminatora. Chciał by jego film miał bohatera jak z westernów: zwyczajnego, ale odważnego. Sporo informacji uzyskamy na temat przyjemności/trudności w realizacji scen z niesamowicie szybką korwetą, samochodem mającym 1000 koni mechanicznych.
Jan/veroika |