Taylor jest młodym, pełnym ideałów gliną, James to nie pierwszej już młodości kiler. Niby więc różni ich wszystko i spotkanie powinno zakończyć się efektowną strzelaniną lub chociaż aresztowaniem. Przypadek sprawi jednak, że obaj stracą swych partnerów, a za ich śmierć odpowiadać będą te same osoby. Taylor i James połączą więc swe siły, by dopaść winnych, a ich odmienne umiejętności, postawy życiowe i znajomości okażą się w prywatnym śledztwie bardzo pomocne.
Sylvester Stallone kontynuuje składanie hołdu kinu akcji z lat 80. „Kula w łeb” to akcyjniak w starym stylu, w pewnym sensie nawiązujący do „48 godzin” (oba wyreżyserował zresztą Walter Hill), choć mroczniejszy i pozbawiony tak wielkiej ilości komediowych akcentów (aczkolwiek główni bohaterowie potrafią się od czasu do czasu posprzeczać i zabawnie sobie podocinać). Fabuła jest oczywiście przewidywalna – współpraca zacznie się od zgrzytów, potem panów połączy męska przyjaźń, a złoczyńcy nie będą mieli z nimi wielkich szans – ale sprawnie opowiedziana, a aktorzy grają na luzie i dobrze czują się w klimacie opowieści o zemście w stylu retro (wypada zwrócić uwagę na pojawiającego się po 8 latach przerwy w repertuarze kinowym Christiana Slatera i na epizod Weroniki Rosati). Film amerykańskich kin nie podbił, recenzje zbierał jednak dość poprawne – to przyzwoite kino akcji, które fanów gatunku powinno usatysfakcjonować.
Jan