Clay Ridell podpisał właśnie ekskluzywny kontrakt wydawniczy. Przed powrotem do ukochanej żony i syna zamierzał jeszcze zakupić dla nich drobne upominki. Jego plany legły jednak w gruzach w ciągu kilkudziesięciu sekund. Najpierw całe miasto rozbrzmiało kanonadą dzwoniących wokół telefonów, a chwilę później ich użytkownicy usłyszeli sygnał, który zmienił ich w krwiożercze zombie. Clay musi zrobić wszystko, by ujść z życiem i zdążyć do domu przed urodzinami syna, który tego dnia ma otrzymać swój pierwszy, wymarzony smartfon.
Najbardziej przerażająca w tym filmie jest rzecz może zbyt dosadnie pokazana ale za to sugestywna. Oto telefony komórkowe przejmują kontrolę nad ludzkimi umysłami. W filmie Williamsa zmieniają ich w zombie, ale zostawiając w tyle horrorowy wymiar filmu, w wymiarze symbolicznym to to jest właśnie najbardziej przerażający aspekt tej opowieści filmu. Nie wyobrażamy sobie życia bez telefonu, zostawiwszy gdzieś przypadkowo aparat nagle zaczynamy czuć się bezradni, samotni i wyizolowani. Bohaterowie filmu, którym dzwonią komórki zdaja się największe katusze przeżywać nie mogąc odebrać połączenia… aby zwalczyć ten wewnętrzny przymus jaki mają gdy słyszą dzwonek muszą wytężać wszystkie siły. Świat bez telefonu to apokalipsa i to jest też mocno w filmie podkreślone. Apokalipsę tworzą ludzie-zombie podłączeni i kontrolowani przez sieć, którzy zresztą sami stają się nadajnikami. Już nie potrzeba im aparatu, porozumiewają się wydając sygnały. Powiem szczerze że mam wrażenie, zwłaszcza korzystając ze środków transportu publicznego że niewiele nam do nich brakuje… Komórka to jednak nie thriller psychologiczny ( a szkoda), ale horror gdzie atakujący zombie rozszarpują niezarażonych obcych i przemierzają miasto w somnambulicznym marszu. Niewielkie wrażenie robią jednak te sceny, stanowią raczej tło dla przygód garstka straceńców wyruszających na poszukiwania dziecka Claya. W tej odysei na pewno mocną scena jest ta kiedy bohaterowie muszą dokonać zbiorowego mordu na pogrążonych we śnie setkach zombie, leżących pokotem na szkolnym boisku. Rozjeżdżanie ich ciał i palenie resztek to przerażające sceny niezależnie od tego kim są ofiary, wydobywają z naszej pamięci sceny, których może nie chcielibyśmy kojarzyć, mianowicie powtarzających się w różnych rejonach globu hekatomb, które pochłonęły tysiące niewinnych ludzkich istnień.
Film nie jest jednak wiekopomnym dziełem poruszającym wrażliwe na cierpienia innych serca, acz byłby lepszy gdyby nie fatalne zakończenie, które miało ambicje być zakończeniem otwartym a sprawia wrażenie pokazu przedpremierowego gdzie publiczność głosuje jaki ma być finał filmu. Do wyboru do koloru…, ale chyba nie o to w tym chodziło. Jeśli chodzi o aktorstwo…to również nie są role jakie z dumą aktorzy zawrą w swoich notkach biograficznych. Poza początkowymi scenami gdzie było więcej do zagrania potem już właściwie następują powtórki z rozrywki mimiki, zachowań i gestów.
ASPEKTY TECHNICZNE
Pierwsza sekwencja filmu jest jednocześnie najmocniejsza jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową. Lotnisko pokazane jest i słyszane przez nas przez narastający gwar rozmów telefonicznych, sygnałów dzwonków itp. Potem ów kontrolowany gwar przeradza się w kakofonię wrzasków, okrzyków paniki i strzałów, a to wszystko wieńczy huk rozbijającego się o budynek lotniska samolotu. Potem przeważają oczywiście odgłosy życia i działania chadzających po mieście zombie przeplatające się z drażniącymi uszy sygnałami i zakłóceniami przekazu.
Obraz wyraźny, ostry, utrzymany raczej w ponurych, monochromatycznych barwach.
BONUSY
Zwiastuny, wydanie typu booklet.
veroika |