Rok 2045. Na Ziemi panuje wieczna zima – nadeszła nowa epoka lodowcowa, a specjalnie maszyny, które miały sobie z nią poradzić, przestały działać… Ludzie mieszkają w podziemnych schronach-miastach, próbują coś uprawiać, coś hodować, ale warunki są ekstremalnie trudne. Mieszkańcy Kolonii 7 otrzymują z pobliskiej bazy sygnał z prośbą o pomoc. Specjalna grupa Briggsa wyrusza w niebezpieczną podróż przez zamarznięte pola lodowe. Po dotarciu do bazy okazuje się, że część jej mieszkańców stała się bezlitosnymi kanibalami i nie przepuści żadnemu źródłu białka. Briggs i jego towarzysze muszą ratować się ucieczką, a ludożercy ruszają za nimi w stronę Kolonii 7…
Dużo tu wpadek (głód i chłód, bieda i strach, ale kobiety w makijażu jak świeżo z salonu…), naciągniętych wątków i dziwnych rozwiązań, ale „Kolonia” ma niezłe tempo i wyrazistych bohaterów, dzięki czemu daje się oglądać z przyjemnością. Plusem jest też scenografia i przede wszystkich pięknie sfotografowane lodowe plenery (film kręcono w prowincji Ontario). Jest w tym filmie trochę przygody, trochę romantyki, są sceny z horroru, odrobina widowiska (sceny na moście), przyzwoicie poprowadzony wątek walki o władzę w Kolonii 7. W sumie bardzo przyzwoite kino klasy B, nagrodzone zresztą główną nagrodą na tematycznym festiwalu w Sitges w Hiszpanii.
ASPEKTY TECHNICZNE
To nie jest dobry film do oglądania jeśli chodzi o porę roku, daje nam bowiem przedsmak trzaskającego mrozu i szalejących zawiei śnieżnych, a wszystko czujemy dzięki genialnie rozłożonym w tyłach zimowym odgłosom. W ogóle w filmie tyły mają wiele do roboty, bo na zewnątrz szaleje upiorna zawieja a wewnątrz w położonych pod ziemią schronach, a to niesie się echo głosów, a to kapie w sufitu woda, a to syczy uchodząca z rur para. Nie zabraknie też basów zwłaszcza w scenach na wysadzonym w powietrze żelaznym moście, którego fragmenty z basowym dudnieniem odrywa siła eksplozji. Podobnie atrakcyjne basy usłyszymy w scenie wybuchu granatu w tunelu podczas potyczki z kanibalami oraz wtedy, gdy wali się wysadzona w powietrze wieża. Uszy umilą nam również chłeptania krwi i ćwiartowanie ciał kolonistów.
Jeśli w działce dźwięku sporo się dzieje, to zupełnie odwrotnie jest w kwestii obrazu, w którym dominuje zimowa a więc dosyć uboga kolorystyka, bo różne odcienie bieli, szarości i czerni. Zdarza się od czasu do czasu inny kolor, ale i tak jest on przytłumiony i matowy, bo żółty, nieprzyjemny kolor lamp wszystko sprowadza do jednego sztucznego, zgniłozielonego odcienia. Nawet barwy twarzy są różowawo-szarawe. Ostrość za to przednia! Widać najmniejszy płatek śniegu i najchudszy element naziemnych, stalowych konstrukcji. Kontrast bardzo dobry: widać poszczególne warstwy wydm śnieżnych pustkowi i różny odcień śniegu na nich.
BONUSY
Tylko zwiastuny nie zamarzły. |