Tytuł słusznie wskazuje, że chodzi o komedię romantyczną (kocha, lubi), ale nieco wyższych lotów (szanuje). Duet Ficarra – Requa opowiedział słodko-gorzką historię Cala Weavera, faceta w średnim wieku, który co prawda zrealizował swe marzenia (dom, praca, szkolna miłość za żonę, dzieci), ale spójrzmy prawdzie w oczy: marzenia były najbanalniejsze z możliwych, zaś sam Cal jest nudziarzem, konformistą i staromodnym panem… I tak wiedzie nudne życie pełne małych przyjemności do czasu, gdy… żona oświadcza mu, że go zdradziła i odchodzi! Świat Cala wali się w gruzy… Mężczyzna zaczyna bywać w barach, ale próby jego podrywów można by pokazywać jako materiał szkoleniowy w programie „Czego nie robić chcąc poderwać fajną laskę”. Pewnego dnia Cal spotyka jednak Jacoba, przystojniaka, który ma dziewczyn na pęczki. Jacob daje mu kilka lekcji, zmienia styl mówienia i ubierania się swego starszego kumpla i efekty szybko zaczynają przychodzić – Cal staje się lwem parkietu i łamaczem żeńskich serc. A w tle oglądamy jeszcze kilka innych wątków miłosnych, które układają się w nader skomplikowaną całość: syn (13-letni) Cala podkochuje się w nieco starszej opiekunce, Jessice, ta z kolei podkochuje się w Calu, zaś Jacob zakochuje się w ponętnej Hannah, która okaże się… Tego akurat nie zdradzimy.
Film tylko z pozoru opowiada o samcach, które chcą „zaliczyć” nowe laski. Tak naprawdę wszyscy bohaterowie „Kocha, lubi, szanuje” szukają miłości i kiedy już zaświta szansa na zrealizowanie takowej, stają się romantyczni do entej potęgi. Morał zaś płynący z filmu nie brzmi „Dbaj o siebie, podrywaj i nie patrz na innych”, ale „Szukaj miłości i walcz o nią, jeśli już ci się trafi”. To naprawdę zabawny (finałowe spotkanie wszystkich bohaterów!), choć momentami nieco gorzki obraz, coś w rodzaju baśni dla nieco starszych widzów. Do tego znakomicie zagrany, i to praktycznie przez każdego z aktorów (największe brawa chyba należą się Ryanowi Goslingowi, kreującemu wielowymiarową postać smutnego w głębi duszy playboya Jacoba).
Jan
|