„Acoustic – 8 filmów” to druga płyta KAT-a z Piotrem Luczykiem po rozstaniu z Romanem Kostrzewskim i starą załogą, z którą nagrał między innymi „Oddech wymarłych światów”. Poprzednia, „Mind Cannibals” z 2005 roku była pierwszą po rozłamie w zespole. Z tegoż rozłamu powstały dwa zespoły: Kat & Roman Kostrzewski oraz KAT z Luczykiem.
Bez dwóch zdań na tym podziale stracili wszyscy fani KATa jakby on nie nazywał się.
Nie krytykuję składów obu formacji. Każdy z muzyków w nich występujących to klasa sama w sobie. Razem byliby w stanie stworzyć coś oryginalnego. W związku z tym, że nie ma na to szans, pozostaje cieszyć się tym, co jest.
Piotr Luczyk po długiej przerwie w graniu na scenie w naszym kraju, wziął porządny oddech podczas dwóch nomen omen wyśmienitych edycji Cover Festivalu zorganizowanych w Hali Kapelusz w Parku Śląskim. Tam poznał możliwości estradowe Adama „Harrisa” Jasińskiego (basista Hamera) oraz Maćka Lipiny (wokalista blues-rockowych Ściganych) i zaangażował ich do projektu „Acoustic – 8 filmów” firmowanych nazwą KAT.
Mimo, że moda na granie unplugged na świecie już przeminęła, w każdym bądź razie te najlepsze rzeczy nagrane w tym nurcie już powstały, u nas od jakichś paru lat ma się on całkiem nieźle.
„Acoustic – 8 filmów” nie jest jednak płytą stricte unplugged. Użycie na niej instrumentów takich jak klawesyn, dzwonki, wiolonczela, kotły czy fortepian oraz zaproszenie muzyków na co dzień grających muzykę klasyczną sprawiło, że „Acoustic – 8 filmów” jest po brzegi wypełnione muzyką symfoniczną.
Brak przerw między kompozycjami to świadome nawiązanie do stylistyki concept-albumu lub czegoś na kształt ścieżki dźwiękowej epickiego filmu o tematyce militarnej.
Zaprezentowane 12 kompozycji znanych jak dotąd z metalowo-trashowych aranżacji, w nowych wersjach okazują się utworami, które może wysłuchać każdy laik.
Oczywiście metalowi puryści zjedzą Luczyka za to że zamiast grać trash, proponuje muzykę z pogranicza rocka i muzyki renesansowej (te klasycyzujące aranżacje).
Jakby nie patrzeć to katowska klasyka w nowych barwach nabrała zupełnie innych odcieni.
Otwierający płytę „Głos z ciemności” jest dowodem na to, że płyta jest akustyczna na sto procent, a Luczyk to muzyk wszechstronny. Pobrzmiewające z kolei w „Delirium Tremens” gitary i kastaniety nadają kompozycji klimat flamenco.
„Dark Hole – The Habitat Of Gods” w anglojęzycznej wersji to murowany przebój, zwłaszcza, że brzmi bardzo rasowo.
Najmniej mi tu pasuje teatralna melorecytacja w „Czasie zemsty” dodająca nagraniu zbędnej sztuczności rodem ze szkolnego przedstawienia.
Świetnie sprawdza się „Sen którego nie było”, „Niewinność” i „Czy wygrałeś” w ekspresyjnej interpretacji Lipiny z pobrzmiewającymi na drugim planie gitarowymi plamami w stylu klasycznego Pink Floyd. Szkoda tylko, że kompozycja kończy się w najlepszym momencie. Śpiewający na co dzień blues-rocka Lipina znakomicie odnalazł się w „Łzie dla cieniów minionych”. Akcentując głos w innych miejscach niż Kostrzewski, zinterpretował na nowo kompozycję znaną od lat i zaprezentował ją po swojemu.
Na „Acoustic” są i nawiązania do klasyki rocka. Finałowe partie „Łzy dla cieniów minionych” z odgłosami ptaków kojarzą się z „Parents” Budgie. W „Śnie którego nie było” znalazł się krótki cytat z „While My Guitar Gently Weeps” The Beatles, a gdzieś pod koniec słyszę riffy rodem z „Enter Sandman” Metalliki. Jest i nawet wspomniane Pink Floyd. Takich smaczków znajdziemy tutaj więcej, co nie powinno to dziwić, gdyż Luczyk na wcześniejszych płytach KAT-a umieszczał przeróżne cytaty.
Teraz wypada czekać na kontynuację „Rarities” albo na kolejną odsłonę KATa w mocniejszej wersji.
Marcin Kaniak
|